Michał Oleszczyk
Michał Oleszczyk
21/07/2010

Dwie czołówki


[Dave /Keir Duella/ na fotelu po prawej stronie; 2001: Odyseja kosmiczna (1968)]


Dziś będzie nostalgicznie. Korzystając z faktu, że zakupiłem program „Magix: Ratuj swoje kasety wideo!” i wczoraj trochę z nim poszalałem, chciałem przypomnieć dwa cykle telewizyjne, które – bez żadnej przesady – zadecydowały o tym, kim jestem dzisiaj. Jeden nazywał się „Sto na sto, czyli sto filmów na stulecie kina” i został wyemitowany przez TVP w roku 1995 (nietrudno się domyślić, co upamiętniał). Drugi to „Mistrzowie kina”, który był obecny na antenie przez dobrych kilka lat (poniedziałkowe późne wieczory na TVP1).

Jeśli idzie o „Sto na sto”, obejrzałem go wówczas (prawie) w całości – i nagrałem każdy jeden film, z wyjątkiem 2001: Odysei kosmicznej (1968), w trakcie emisji której nastąpiła awaria prądu. Do dziś pamiętam, jak wszystko wokół zgasło w najbardziej trzymającym w napięciu momencie (Dave wychodzi w przestrzeń, by ratować Franka). Popłakałem się wtedy, jak na dziecko przystało (nie zapomnę tej daty: 27 kwietnia 1995!). W tamtym czasie naprawdę nie było możliwości zdobycia filmu skądinąd. W wypożyczalniach były tylko nowości; Internet nie istniał; moja rozpacz była czarna jak smoła.

Wspomnienie osobiste nr 2: rok temu przebywałem na stypendium naukowym w Nowym Jorku i uczestniczyłem w zajęciach Jima Hobermana zatytułowanych „Cinema Since 9/11”. Pomijam fakt, że były to absolutnie najlepsze zajęcia, w jakich kiedykolwiek dane mi było wziąć udział – to nie ma teraz znaczenia. Cały kurs rozpoczął się projekcją 2001… Kubricka z blu-ray’owej płytki na wielkim szkolnym ekranie. Te konkretne zajęcia były zatytułowane „Is Future Still What It Used to Be?”, czyli – w wolnym tłumaczeniu – „Czy przyszłość ma się po staremu?”. Oglądając ten film 14 lat po tamtej przerwanej przez strzybnicką elektrownię projekcji – tym razem w rewelacyjnej rozdzielczości konkurującej z celuloidem – poczułem jak zalewa mnie fala szczególnego uczucia. Nie tyle nostalgii, co dyskomfortu. Bo przecież przez tych 14 lat, jeśli coś się we mnie i w świecie wokół zmieniło, to z całą pewnością to jedno: dziś bardziej przypominamy Kubirickowskich astronautów. Obklejeni iPhone’ami, szukający w swych skrzynkach tej jednej wiadomości, która zmieni nasze życie (w godzinnych odstępach) – i czatujący na wizualnym Skypie dokładnie tak, jak Frank ze swoimi rodzicami, zdmuchującymi urodzinowe świeczki o kilka lat świetlnych od ich syna.

Napiszę wkrótce więcej o kursie Hobermana, bo myślę że może to zainspirować uczących i studiujących na naszych uczelniach. Teraz jednak wróćmy do nostalgicznej obietnicy z samego początku: oto dwie czołówki z keyboardowym beatem w tle, które już na zawsze pozostaną – jak powiedziałby Guy Maddin – wypalone na moim umyśle:



Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.