kadr z filmu Antychryst
Antychryst zdecydowanie nie jest największym dokonaniem von Triera / kadr z filmu Antychryst
Aneta Zadroga
09/08/2010

Za mało Antychrysta w Antychryście…

Gdybym powiedziała, że Larsa von Triera uważam za boga kina, skłamałabym (wszyscy wiedzą bowiem, bóg w kinie jest tylko jeden i nazywa się Tarantino:), niemniej jednak darzę jego filmy dużym uznaniem. Ale to, co zrobił Duńczyk w „Antychryście”, niestety nie mieści się w żadnej z moich kategorii postrzegania kina

Mógłby to być całkiem niezły film pornograficzny, gdyby podczas orgazmu zamiast spermy główny bohater (Willem Dafoe) nie wydalał z siebie krwi, a bohaterka (Charlotte Gainsbourg) nie obcinała sobie zardzewiałymi nożyczkami łechtaczki…

Mógłby to być w miarę znośny thriller, gdyby nie lis gadający o chaosie, nienaturalnie skrzeczące kruki i obsesja freudowska, która wszelkie zachowania ludzkie sprowadza do libido.

Dramat też można było z tego zrobić, gdyby nie to, że film jest jednocześnie kiepskim porno i jeszcze gorszym thrillerem…

O fabule słów kilka. Małżeństwo traci dziecko. Kiedy rodzice uprawiają seks, synek wypada przez otwarte okno. Kobieta widzi, co się za chwilę stanie, ale jest jej tak dobrze podczas seksualnego uniesienia, że nie umie przerwać rozkoszy i nie reaguje… Tak się film zaczyna… A później jest już tylko gorzej. Dom na odludziu, gdzie małżeństwo próbuje się pozbierać, jakieś stare ryciny, zwierzęce konstelacje gwiazd, wyobrażenia zła, szatana i kobiet, która jest tego zła przyczyną… Seks, okaleczanie się, w końcu próba morderstwa i morderstwo…

W wywiadach po premierze filmu w Cannes Trier opowiadał, jak w trakcie postawania filmu miał depresję, wspominał o średniowiecznych rycinach, mentalnych podróżach w świat wyobrażeń porównywalnych ze stanem narkotykowego uniesienia… Mówił, że to jego najbardziej dziecinny film, że fascynuje go seks, kobiety i pornografa, itp… Krytycy – jedni dopatrują się w „Antychryście” wielkiego dzieła, mówią o patriarchalnym świecie, kompleksie reżysera związanym z kobietami, itp., inni drapią się po głowach z niecenzuralnym pytaniem na ustach „What the f…?”

A mnie przychodzi na myśl „Koniec Hollywood” Woodego Allena. Ta opowiastka o starzejącym się geniuszu Hollywood – reżyserze Valu Waxmanie pasuje jak ulał do „Antychrysta”. Val kręci film gangsterski, tyle, że w trakcie pracy ślepnie z powodu nadmiaru stresu. Podczas pracy wzbudza zachwyt współpracowników i dziennikarzy, jednak podczas premiery okazuje się, że produkcja jest klapą. Producent ponosi klęskę finansową, a „genialny” reżyser – artystyczną. A później dzieło trafia na ekrany kin Paryża. I oto staje się cud – francuska krytyka, w Stanach uznawana za szczyt wyrafinowania, obwieszcza całemu światu, że gangsterski film Waxmana to arcydzieło, jakiego kino amerykańskie nie wydało od 40 lat! Puenta – nie ważne jaki shit sprzedaje się światu, ważne, jaką się dorobi do niego ideologię… A wszystko to dowcip niewidomego, podstarzałego frustrata…

Wydaje mi się, że Trier oślepł na czas kręcenia „Antychrysta”. Niestety, żadna krytyka nie odśpiewa mu, że to dzieło jego życia. Że to w ogóle jakiekolwiek dzieło. A szkoda, bo bardzo lubię Willema Dafoe, niestety, w tej odsłonie, podobnie, jak von Trier, jest nie do zniesienia…

kadr z filmu Antychryst
kadr z filmu Antychryst

Komentarze Dodaj komentarz (1)

  1. czytelnik 11/08/2010 10:55

    CytujSkomentuj

    Oooo, tryskanie krwią i wycinanie łechtaczki. Muszę obejrzeć :D

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.