agnieszka-jastrzebska
Fot. TVN
LukaszKedzior
20/11/2014

Agnieszka Jastrzębska: Mężczyźni są wybredni

O pierwszych krokach w dziennikarstwie, sekretach pewnej redakcji przy Górnośląskiej, pisaniu przebojów dla Edyty Górniak i bywaniu na 200 imprezach w ciągu roku. Prowadząca program „Kto poślubi mojego syna” : Agnieszka Jastrzębska

EksMagazyn: Kiedy wpadłaś na pomysł, że zostaniesz dziennikarką?
Agnieszka Jastrzębska:
Jeszcze będąc dzieckiem na pytania kim będę w przyszłości odpowiadałam, że dziennikarką, chociaż oczywiście nie do końca nawet wiedziałam, czym jest ten zawód. Później przez dłuższy czas interesowałam się medycyną, w liceum chodziłam nawet do klasy biologiczno-chemicznej. To był jednak tylko epizod. Przed maturą wróciłam do mojego pomysłu z dzieciństwa.

Gdy zaczynałaś stawiać pierwsze kroki w dziennikarstwie segment „people” w Polsce dopiero raczkował. Dlaczego zdecydowałaś się zająć tą tematyką, a nie na przykład polityką?
W „Polityce” szczerze mówiąc zaczynałam. W czasie studiów byłam tam na stażu w dziale „Kultura”. Jeszcze w czasie studiów zainteresowałam się PR-em, który w Polsce też wtedy raczkował i tym zajmowałam się przez rok, ale ciągnęło mnie do dziennikarstwa. Pamiętam taki obrazek, stoję przed kioskiem i zastanawiam się w jakim piśmie chciałabym pracować?  Zobaczyłam okładkę VIVY!, na której był Przemek Saleta i Paulina Tomborowska. Pomyślałam: „Fajnie byłoby tam pracować!”. Tak się stało. Trafiłam do redakcji VIVY!, zupełnie z ulicy i dostałam do napisania newsy w rubryce „Światowe życie”. Usiadłam przed komputerem i tak się zaczęło.

Jak wówczas wyglądała redakcja?
To były złote czasy tego magazynu. Jacek Rakowiecki, dla mnie absolutny mistrz, był redaktorem naczelnym. W VIVIE! pracowało wówczas około 60 osób, reklamodawcy czekali w kolejce, aby opublikować swoją reklamę. Redakcja mieściła się w mieszkaniu, w kamienicy przy ulicy Górnośląskiej. Kuchnia była jego centralnym punktem. Piotr Najsztub gotował dla wszystkich swoje popisowe dania: spaghetti, bigos albo rosół. Byliśmy jak rodzina. Często zostawaliśmy w redakcji, mimo, że nie mieliśmy już nic do roboty, bo atmosfera była tak niezwykła, że nie chciało się wychodzić z pracy. Już nigdy później nie pracowałam w takim miejscu. W głowie mam taki obrazek z tamtego czasu – wszyscy rano spotykamy się i pijemy kawę w kuchni, rozmawiamy, śmiejemy się. Kolegia redakcyjne też były wyjątkowe, bo wówczas w biurach można było palić, więc po pół godzinie, w pokoju naczelnego, oprócz dymu niewiele można było zobaczyć (śmiech).

Chwilę później trafiłaś do Twojego Stylu.

Ta “chwila” w VIVIE! trwała prawie 7 lat. Następnie miałam przyjemność pracować z Jolą Pieńkowską. Zaprosiła mnie do redakcji Twojego Stylu jako szefa działu zagranicznego i działu kultury. Początkowo prowadziłam oba i w międzyczasie tworzyliśmy rubrykę „Styl bywania”. Przebudowaliśmy to pismo całkowicie. W czasach, gdy Jola była naczelną, pomimo ogólnego spadku czytelnictwa magazynów, Twojemu Stylowi udało się oprzeć tej tendencji. To zasługa jej ogromnego profesjonalizmu. Jest dla mnie, obok Jacka Rakowieckiego, zawodowym autorytetem i wiem, że szalenie dużo się od niej nauczyłam.

Jak rozpoczęła się twoja przygoda z telewizją?
W czasie gdy pracowałam w Twoim Stylu byłam zapraszana do „Dzień dobry TVN”, gdzie raz w tygodniu robiłam przegląd wydarzeń z show biznesu. W międzyczasie o 180 stopni zmieniło się moje życie osobiste. Urodziłam syna, chwilę później córkę. I zrobiłam sobie dłuższą przerwę w pracy. Gdy Vincent skończył dwa lata, poczułam, że to dobry moment, aby powoli wracać do zawodu. W czasie mojego urlopu macierzyńskiego z Twojego Stylu odeszła Jola i wiedziałam, że to już nie jest miejsce dla mnie. Zadzwonili z „Pytania na śniadanie” i tam przez kilka wakacyjnych tygodni prowadziłam „Czerwony Dywan”. Jednak, ze względu na duży sentyment do TVN-u, gdy padła propozycja z „Dzień Dobry TVN”, bez wahania ją przyjęłam. Tak się zaczęła moja przygoda z telewizją.

Cały materiał jest do przeczytania w EksMagazynie nr 24

agnieszka-jastrzebska
agnieszka-jastrzebska

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.