Anna Belda 1
Ela Makos
16/02/2017

Anna Belda: Dobro zawsze powraca!

Kobieta silna, wytrwała, pełna pasji i wiary w lepsze jutro. Taka właśnie jest Anna Belda – właścicielka kliniki multiMEDICA, dla której zadowolony i otoczony opieką pacjent jest najważniejszy. Jak sama mówi: „Na pewno nie znajdzie u mnie pracy przy zabiegach najlepszy profesor czy najlepszy praktyk jeśli nie jest dobrym człowiekiem dla pacjenta”. 20 lat multiMEDICA pokazuje, że wizja opieki medycznej Anny Belda jest nadal aktualna.

Jak doszło do tego, że branża medyczna stała się pani pasją i postanowiła pani otworzyć prywatną klinikę?

Anna Belda, właścicielka multiMEDICA: Od zawsze chciałam być pielęgniarką, marzyłam o tym już w dzieciństwie. Podobał mi się czepek pielęgniarski jako symbol zawodu. Niestety kiedy podjęłam pracę, już nie trzeba było go nosić. Fascynował mnie świat szpitala, ceremoniał wizyt, dostojność, magia sali operacyjnej, która nie bez powodu nazywana jest „operation theatre”. Wybrałam więc liceum medyczne, aby szybko znaleźć się w tym świecie. Czułam, że da mi to radość! Lata 90. były czasem powstawania prywatnych gabinetów. Miałam szczęście pracować w takim gabinecie ze znaną panią doktor chirurg-plastyk oraz bardzo zdolnym urologiem – moim mężem. W 1996 roku stworzyliśmy jedną z pierwszych „prywatnych klinik”. Pacjenci mogli po zabiegach operacyjnych zostawać u nas na noc pod opieką. Mieliśmy tylko dwa łóżka pobytowe! Ale był to taki nasz mały, przytulny, domowy szpital, w sercu wrocławskich Karłowic.

Jaka wizja przyświeca działaniom klinki multiMEDICA?

Od pierwszego zabiegu – 9 września w1996 roku chcieliśmy, aby pacjent czuł się u nas jak w domu. Pokoje nazywane są kolorami a śniadania są na życzenie pacjenta. Nawet Franciszkanie po kolędzie do nas zaglądali! Znaliśmy pacjentów, ich rodziny, historie, nawiązywaliśmy bliskie relacje.

Taka była nasza wizja, a nie strategia marketingowa. Po prostu życie. Zadowolony, zdrowy pacjent przyprowadzał kolejnego chorego, aby wyzdrowiał. I tak powstawała mieszanka doświadczenia i wiedzy, budowania miejsca przyjaznego pacjentowi. Miejsca, w którym będzie się on czuł bezpieczny i będzie miał świadomość, że trafił w dobre ręce.

Wizja pracy w multiMEDICA to właśnie przyjazne relacje pomiędzy pacjentem a lekarzem. Może to brzmi staroświecko, może należy to obecnie nazwać marketingiem relacji? Uważam, że nigdy nie powinno się dopuścić do utraty zaufania człowieka, który oddał nam się w opiekę. Nie wyobrażam sobie, aby lekarz przestał służyć pacjentowi i został zdegradowany do roli „narzędzia” czy „przypadku medycznego”. Tym bardziej, że często za usługę pacjent płaci. Obawiam się, że postęp naukowy i unowocześnienie medycyny sprowadzą rolę lekarza jedynie do mistrza sztuki lekarskiej. Moja wizja doskonałej opieki nad chorym to mądry lekarz i  dyspozycyjny, empatyczny wobec pacjentów personel.

Klinika od wielu lat cieszy się opinią „przyjaznej przychodni” i „przyjaznego otoczenia”. Co sprawia, że państwa pacjenci czują się jak w domu?

Od przyjęcia pierwszego pacjenta staraliśmy się stworzyć domową atmosferę w klinice. Na pewno dużą rolę odgrywają osobowości samych lekarzy. Wszyscy są przyjaźni, empatyczni, uśmiechnięci. Praca w multiMEDICA nie jest dla nich tylko miejscem do zarabiania pieniędzy.

Pierwsza multiMEDICA znajdowała się w małym domku jednorodzinnym, przystosowanym do pełnienia działalności medycznej. Przyjemne gabinety z zaglądającymi do okien drzewami owocowymi. Pacjenci oczekiwali na wizyty pod jabłonią, mieli kolorową pościel w łóżkach, specjalnie dla nich przygotowywaliśmy smaczne i zdrowe posiłki… A nocami toczyły się rozmowy z pacjentami. Można było się dowiedzieć od nich wielu ciekawych rzeczy i posłuchać niewiarygodnych opowieści z życia wziętych. I tak się kształtowało poczucie bliskości z pacjentami i ich rodzinami. Czułam, że to jest fajne. I marzyłam o tym, aby tak było zawsze! Bałam się większej placówki, ale to było nieuchronne. Pierwszy takim sygnałem dla nas był przyjazd młodego człowieka z Białegostoku. Przywiózł go ojciec. Weszli do naszej placówki i ojciec ze zdziwieniem powiedział: „Synku, a gdzie my przyjechaliśmy, do jakiegoś domku, a nie do szpitala!”. Syn jednak poddał się zabiegowi, a ojciec przenocował u nas na wolnym łóżku. Zadowoleni, rano po śniadaniu, pojechali do domu. Ale wtedy pojawiła się myśl, że może ten mały szpitalik nie wygląda jednak profesjonalnie? Nie ma chromu, zapachu szpitala, tupania drewniaków, trzaskających drzwi, odgłosów jadących wózków z garnkami…

Wtedy postanowiliśmy poszukać większego budynku. Nie czekaliśmy długo. Pojawiła się propozycja wynajęcia dawnej przychodni w niedalekiej odległości od pierwotnej kliniki. I postanowiliśmy, że przeniesiemy tam naszą multiMEDICĘ. Taką samą, z naszym klimatem, ale do większego budynku.

multiMEDICA zdobywa wiele nagród i wyróżnień. Z których osiągnięć jest pani szczególnie dumna?

Jestem dumna ze wszystkich wyróżnień. To wyraz docenienia ciężkiej pracy, starań o jak najlepsze samopoczucie pacjentów. Nagroda za zmaganie się z problemami systemu ochrony zdrowia, finansowymi czy biurokracją.

Jednak wyróżnienia uzyskane od pacjentów są dla mnie bezcenne. To one motywują do dalszej pracy. Takie wyróżnienia od pacjentów to sukces, który daje ogromny powód do radości. To taki czas kiedy trzeba się zatrzymać, podziękować za dobroć i uczcić siebie. Nie wiem czy jest tak ze wszystkimi, ale ja mam trudność z radością, z tych wyróżnień. Nie daję sobie przestrzeni na odetchnięcie lub podziw. Jakby zatapiam się w dalszą pracę, aby ktoś mi nie powiedział, że nie zasłużyłam… Wiem, że powinnam uczyć się brania odpowiedzialności za sukcesy multiMEDICA bez potrzeby ciągłego upewniania się, sprawdzania czy jakieś wyróżnienie się należało i czy nikt nie powie, że się nie należało.

Wiatru w żagle dodało nam uzyskanie wyróżnienia w konkursie Menedżer Roku 2015.

Jednocześnie spadła na mnie rola bycia żoną pacjenta. Szczególnego pacjenta, lekarza świadomego, co może oznaczać choroba nowotworowa. Nowotwór szczególny krtani. Dla lekarza, który całe swoje zawodowe życie rozmawiał z pacjentami, tłumaczył zawiłości chorób, pocieszał, wspierał, pomagał, a nagle sam stanął w jej obliczu, było to bardzo trudne doświadczenie. Mój mąż niestety przestał pracować. Ta nagroda to też pewnego rodzaju bodziec do kontynuowania tradycji kliniki. To na mnie spoczęła odpowiedzialność za walkę o jego zdrowie i prowadzenie firmy tak, aby miał do czego wrócić, kiedy wyzdrowieje. Musiałam dać radę i muszę dawać nadal. Tak samo multiMEDICA musiała działać, a lekarze pracować! Nie martwiłam się o utratę marki. Na to pracowaliśmy 20 lat. Bałam się raczej o stronę finansową. I nagle decyzja kapituły – ten zaszczyt nie pozwolił mi upaść i utracić wiary we własne siły. Wtedy też zrozumiałam, że niczego nie da się zrobić samemu. Zyskuje się więcej gdy współpracuje się z innymi. Trzeba działać razem, a nie osobno.

Państwa slogan „Najlepsza klinika” z pewnością zobowiązuje. Jaka jest recepta na to, aby pacjent zawsze wychodził zadowolony?

„multiMEDICA najlepsza klinika” to marka, która zobowiązuje. Na ten wizerunek wpływa doświadczenie 20. lat ciężkiej pracy. To też odzwierciedlenie szacunku dla pacjenta. Opinie pacjentów są raczej komplementami. Zdarza się też, że przyjmują formę krytyki. Ale to też jest potrzebne, aby nie stracić czujności. Na pewno nie znajdzie u mnie pracy przy zabiegach najlepszy profesor, najlepszy praktyk jeśli nie jest dobrym człowiekiem i nie ma podejścia do osoby chorej. Moją wizją jest to, aby dawać pacjentowi to czego oczekuje i nie dawać tego czego nie chce. Od 20 lat podświadomie czułam, że taka jest moja wizja klinki, wizja zadowolonego pacjenta, zdrowego, polecającego nas innym. Wierzę, że dobro zawsze powraca!

Klinika istnieje od 1996 roku. Jakie wnioski nasuwają się pani po tylu latach doświadczeń? Co się zmieniło od tamtego czasu?

Od 20 lat wiele się zmieniło w relacjach pacjent-lekarz. Taki umowny stosunek, można to nazwać zaufaniem pomiędzy lekarzem a pacjentem, zmienił się w regulowany. Myślę, że to taki trochę kryzys zaufania. Medycyna tak podąża do przodu, że lekarze stają się trybikami w maszynie techniki, procedur i biurokracji. A każdy pacjent to przecież niepowtarzalna jednostka! Niestety jeśli pacjent chce korzystać z obecnego systemu opieki, to musi być przygotowany na to, że z własnej woli stanie się rzeczą, obiektem, numerem choroby i przedmiotem procedur medycznych. Jednocześnie pacjenci chcą doświadczać szacunku, relacji partnerskich z lekarzem, personelem medycznym. Są świadomi tego, że im się to należy!

Niektórzy pacjenci podkreślają, że ten szacunek należy się im ze względu na opłacanie składek zdrowotnych przez całe życie.

Na pewno przez 20 lat zmieniło się nasze otoczenie. Już nie jesteśmy „kliniką w domku” z ogrodem na wrocławskich Karłowicach. Mamy własny budynek i staramy się trzymać poziom procedur zabiegowych. Nasz zespół nie zmienił się bardzo przez lata. Trzon pozostaje ten sam. Wszystko zależy od ludzi, od wizji firmy. Moją jest równowaga! W naszej klinice pacjent przychodzący w ramach NFZ i operowany komercyjnie nie różni się od siebie. Zabiegi wykonują ci sami lekarze, opiekują się te same panie pielęgniarki i sanitariuszki, wita ich ten sam pan Ryszard, panie w rejestracji też mają ten sam punkt przyjęć. Traktujemy pacjentów równo.

Po tych 20 latach wiem jedno, że mimo tej całej gonitwy, procedur, kolejek, roszczeniowych pacjentów, adwokatów czyhających na najdrobniejsze powikłania medyczne, konieczne jest naturalne zainteresowanie człowiekiem, zadawanie mu pytań, poznawanie potrzeb zdrowotnych i bycie się odpowiedzialnym za chorego, który zaufał i powierzył nam swoje zdrowie. Nawiązywanie takich relacji z pacjentem może zajmować więcej czasu, każda wizyta może trwać dłużej, mogą pojawić się opóźnienia. Inni czekają już w poczekalni, ale nikt z personelu nie wejdzie i nie przeprosi, że inny pacjent czeka. Lekarz nie wstanie i nie powie: „Pani/pana czas się skończył”.

Jakich wskazówek udzieliłaby pani wszystkim kobietom, które marzą o własnej działalności gospodarczej?

Należy wierzyć we własne możliwości, starać się być twardą dla problemów, ale miękką dla ludzi, ich uczuć i potrzeb. Kobieta powinna uświadomić sobie, że posiada dodatkowe cechy do prowadzenia biznesu i osiągania sukcesów z nim związanych. Te cechy to wrażliwość, intuicja, pasja, niezależność, umiejętność współpracy, empatia. Kobieta jest jak kot – odczuwa wibracje. Nawet jak się wydaje, że czegoś nie potrafisz, próbuj! Wypracuj duch zwycięzcy. Mimo załamań, które są nieuniknione. Nie zawsze oczywiście chcieć znaczy móc. Czasami bardzo się chce, ale nie można. Mogą być tego różne powody. Ważna jest niezłomność i to uważam za swoją ogromną zaletę. Został mi bagaż, który dźwigam po zmaganiu się z chorobą nowotworową męża. Mąż jest moim mentorem, to on stworzył firmę i pozwolił mi realizować moją wizję firmy. Do niego przybywali pacjenci z całej Polski i moja obecna rola to prowadzić klinikę tak, aby dalej przybywali i zdrowi wyjeżdżali. Ważne jest, aby kobieta zaczynająca prowadzić własny biznes miała męskie oparcie. Wtedy może czerpać przykład z męskiej potrzeby bycia najważniejszym w hierarchii i realizowaniu celów. Mężczyźni mówią wprost: „Nie chcę, nie zrobię”. Nie przepraszają i nie tłumaczą się, po prostu działają. Kobiety powinny uczyć się wykorzystywać spryt i swoją empatię, dostrzec cechy w mężczyźnie, które wykorzystają na własną korzyść. Siła charakteru kobiety w życiu i biznesie nie wiąże się z tym co jej się przydarzy, ale jak na to zareaguje! Kobiety źle reagują na złą atmosferę współpracy, rzadko są autokratyczne, z trudem przyjmują krytykę. Skupiają się na szczegółach, są wielozadaniowe, mają pasję. Więc jak rozpoczynasz swój start w biznesie, zabierz dla siebie od mężczyzny dynamizm i rywalizację. Znajdź swoje miejsce dla inspiracji i motywację. Działaj w tej dziedzinie, którą czujesz. Powie ci to intuicja! Kobiety są odważne, zawsze sobie poradzą, bo nie mają innego wyjścia. Zarówno w biznesie jak i życiu.

Gdyby miała pani wskazać najważniejsze rzeczy, na których należy się skupić marząc o własnej firmie, co by to było?

Nie ma nic ważniejszego w pochyleniu się nad marzeniami o własnej firmie jak szacunek dla klienta. W mojej branży to pacjent, chory człowiek. To bardzo zobowiązuje. Należy słuchać tego co mówią ludzie, co mówią bardziej doświadczeni w biznesie. Czerpać wiedzę o wszystkich i wszystkim. Wyłapywać niuanse. Intuicja podpowie co jest dobre, a co nie. Kobiety ten dar mają. Kobieta jest naturalnie zainteresowana drugim człowiekiem. Ważne jest dla niej to, że jak klient jest zadowolony, to ona też będzie. Przełoży się to na poczucie własnej wartości, to, że będzie się chciało wstać rano. Dobre samopoczucie to podstawa dobrej pracy i współpracy. Mając komfort emocjonalny można przenosić góry. Kobieta musi być pewna, że kocha to co robi!

Niech to będzie cokolwiek, ale wejść w to i uwierzyć, że się da – to jest podstawa! Wspinać się jak po drabinie, po jednym szczeblu, otaczając się tylko ludźmi z dobrą energią.

Branża medyczna zawsze kojarzy się z ogromnym stresem. Jakie są pani metody, aby rozładować napięcie?

Lubię spać, odpoczywać nad jeziorem w Sławie. Czasami wsiadam do samochodu i jadę bardzo szybko. To mnie uspokaja, pozwala na przemyślenie pewnych spraw. Potrafię wyjść na chwilę z pracy na taką właśnie przejażdżkę. Mało kto o tym szaleństwie wie (śmiech). Najlepiej jednak czuję się w domu, z rodziną i książką. Najlepiej sensacyjną! Interesuję się zagadnieniami sensacyjnymi, lubię pisać profile przestępców tak dla siebie, rozwiązywać zagadki kryminalne… Uwielbiam ciche poranki w moim domu kiedy budzą się koty, a ja mogę spokojnie wypić kawę i pogrzebać na Facebooku. Niemalże sama wymyśliłam swój ogród! Uwielbiam japońskie ogrody, feng shui, itp.

Dlaczego „Sukces jest Kobietą” w pani mniemaniu?

Sukces jest określany tylko na podstawie własnych warunków i kryteriów, żadnych innych. Czasami sukces to jest to, co dobrego spotka nas następnego dnia. I tak wierząc w siebie, słuchając własnej intuicji, mądrych ludzi – można wspinać się po tej drabinie każdego dnia od celu do celu. Nawet małego. Należy mieć na uwadze, że nasze decyzje mogą spotkać się z krytyką społeczną. Trzeba robić to, w co się wierzy, co wyraża nas samych, nasze emocje oraz wartości, którymi się kierujemy. Kobieta jest sukcesem, a sukces jest kobietą!

Rozmawiała: Agnieszka Słodyczka
Fot. Prywatne archiwum

Anna Belda 1
Anna Belda 1

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.