800na600pawlikowska
JJ
10/02/2015

Beata Pawlikowska: Oko w oko z jaguarem

Bałam się wiele razy. Człowiek nigdy nie pozbędzie się strachu, tym bardziej, że strach jest dobry – ostrzega i mobilizuje organizm. Chodzi o to, żeby ten strach umieć okiełznać. Podróżniczka, pisarka Beata Pawlikowska o wyprawie na rzekę Orinoko, odwadze i zaletach samotności

EksMagazyn: Jak wyglądała pani ostatnia podróż?

Beata Pawlikowska: „Blondynka na Orinoko” to pierwsza książka z tej podróży. Ja sobie wymyśliłam, że z rzeki Orinoko przez Rio Negro popłynę aż do Amazonki. Teoretycznie jest to nawet dosyć proste, bo te rzeki łączą się ze sobą. W rzeczywistości okazało się, że jest to bardzo, bardzo trudne, dystans też był niemały. Nie wiem dokładnie, ale razem to mogło być nawet półtora tysiąca kilometrów. Nie jest łatwo zmierzyć odległość, bo rzeka amazońska płynie bardzo krętą ścieżką, co chwilę zakręca, więc trzeba byłoby dystans w linii prostej pomnożyć razy trzy.

Jakimi środkami transportu przemieszczała się pani na miejscu?
Wymyśliłam sobie, że nie wynajmę łodzi z kucharzem, wioślarzem, przewodnikiem, co jest możliwe, ale bardzo drogie oraz oczywiście bardzo wygodne i bezpieczne. Ja postanowiłam to zrobić inaczej, tak jakby zrobił to ktoś, kto mieszka tam na stałe, korzystając z takich środków transportu, na jakie się natknę.

Co miała pani w plecaku, bo zastanawiam się, co można zabrać ze sobą, wiedząc, że środek transportu raz będzie mniejszy, raz większy?
Najmniejsza łódką, jaką płynęłam to było czółno z wiosłami. W plecaku miałam hamak, moskitierę i bardzo lekki, tropikalny śpiwór. Do tego pelerynę przeciwdeszczową, ciepły polar i latarkę.

Miała pani kontakt ze światem w postaci telefonu satelitarnego?
Miałam telefon komórkowy, ale nie było tam zasięgu, więc w pewnym momencie przestałam go włączać.

Co było pani drogowskazem?
Wiedziałam, jak się nazywają kolejne miejscowości, do których chciałam dotrzeć. Te większe, bo tych malutkich czasami nie ma zaznaczonych na mapie, gdyż nie posiadają nazw. Jak przypływałam do jakiejś wioski lub osady, to mówiłam nazwę tej następnej. Wtedy wszyscy się dziwili: „Ale po co chcesz tam jechać? Sama?”. Trafiłam na taki czas, że było tak mało wody w rzece, że rzadko kto wyruszał w podróż. Nawet tubylcy przestali pływać, bo nagle z rzeki powyrastały różne głazy i mielizny, których wcześniej nie było widać.

Pełną wersję artykułu znajdziecie w 25. numerze EksMagazynu

800na600pawlikowska
800na600pawlikowska

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.