iwonakienzler-ikona
JJ
25/08/2015

Iwona Kienzler: Goździk i kanapka

Pracujące w telewizji prezenterki dostały bony na wizyty u fryzjera, dzięki czemu osiem (!) razy w miesiącu mogły zrobić się na bóstwa. Robotnice, przeciętne matki, znane aktorki – o życiu kobiet w czasach Polski Ludowej opowiada Iwona Kienzler autorka Kolekcji „Kronika PRL 1944-1989”

EksMagazyn: Pani Iwono w kolekcji został ujęty tom pod tytułem „Kobieta w Polsce Ludowej” nie ma zaś analogicznego dotyczącego mężczyzny. Dlaczego?
Iwona Kienzler:
Kobieta w komunizmie była traktowana w szczególny sposób. Patrząc na statystyki przekonamy się, że w polskim sejmie prawie wcale kobiet nie było. Do sejmu dostawały się bowiem osoby z polecenia partii, a ta kobiet nie polecała. Oprócz paru pupilek, jak choćby Nałkowska czy Zofia Grzyb „od kanapek”. Do tego propaganda zachęcająca kobiety do pracy traktowała je bardzo instrumentalnie – jeśli brakowało rąk do pracy, to zachęcano je do zatrudnienia na etacie nie tylko za pomocą propagandy, ale również oferując paniom wymierne korzyści w postaci dodatkowego zaopatrzenia stołówek pracowniczych, zapewnienia miejsc w przedszkolach i tym podobne. Jeśli na rynku był nadmiar pracy, to pierwsze do zwolnienia były kobiety. Hasło: „Irena do domu!” było realizowane przez władze, aby zapewnić miejsca pracy dla mężczyzn. Do tego fetowanie Dnia Kobiet, które de facto było świętem mężczyzn – to oni pili zdrowie pań, panie przygotowywały przekąski i zabierały goździka do domu.

W jaki sposób powstawała książka? Z jakich źródeł pani korzystała, by dotrzeć do różnych ciekawostek?
Oczywiście, chętnie sięgałam do istniejących opracowań dotyczących okresu PRL, wspomnień znanych ludzi pamiętających te czasy, ale też do materiałów z epoki: ówczesnych gazet, czasopism oraz materiałów propagandowych, stanowiących istną kopalnię ciekawostek. A ponieważ żyłam w tych czasach i wciąż mam w pamięci lwią część owego propagandowego bełkotu, wiem czego i gdzie szukać. Niektóre biblioteki wciąż trzymają w swoich zakamarkach takie cuda, inne, ku mojemu żalowi, pozbyły się takich materiałów na dobre.

Jest już pani uważana, za jedną z ważniejszych propagatorek odczytywania historii z perspektywy kobiecej. Co pani zdaniem daje spojrzenie przez pryzmat życia kobiet na epokę PRL?
Możemy poznać niewydolną stronę systemu, który zawsze uderza w jego słabe ogniwa: kobiety i dzieci. Sytuacja kobiet, ich dostęp do stanowisk pracy, do awansu, do polityki, pokazuje jaka jest kondycja państwa i co naprawdę daje system kobietom. Jak realizowane jest równouprawnienie w praktyce, ile kobiet znajduje się w sejmie, a ile na kierowniczych stanowiskach – to daje pojęcie o systemie. W PRL rządziła partia PZPR wraz z satelickimi stronnictwami. Co tam robiły kobiety? Głównie kanapki.

Jaką zmianę ten czas wniósł w życie Polek?
Z pewnością kobiety uzyskały dostęp do nauki, do wykształcenia, wiele przeniosło się do większych miast. Inną sprawą jest jak to wykształcenie wykorzystały. Czy faktycznie studiując zarządzanie miały realne możliwości zdobyć kierownicze stanowiska? Ale sama możliwość studiowania, podejmowania pracy, była dużą szansą na samodzielność i możliwość decydowania o sobie, uniezależnienie się od środowiska małych miasteczek. Dawała możliwość kształcenia także swoich dzieci.

Czego przede wszystkim brakowało dziewczętom i dorosłym kobietom?
W pewnym okresie i w niektórych dużych zakładach dużym plusem była możliwość otrzymania mieszkań lub miejsc w hotelach robotniczych. Rozpoczęcie życia bez własnego kąta jest niezmiernie trudne, dlatego wtedy było łatwiej niż dzisiaj pod tym względem. Ale brakowało mieszkań komunalnych z prawdziwego zdarzenia – takich, gdzie w razie trudnej sytuacji, gdy kobieta musiała zająć się wychowaniem dzieci samotnie, nie było jej łatwo otrzymać mieszkania. Często nadal mieszkał tam jej mąż, który nieraz bił i pił i nie sposób go było wykwaterować. Dla wykształconych kobiet problemem był „szklany sufit” – niemożność awansowania w firmie, pomimo odpowiednich kwalifikacji na stanowisko.

Za jakim zjawiskiem minionej epoki mogą tęsknić dzisiejsze kobiety?
Dostępność do miejsc w żłobkach i przedszkolach była lepsza niż dzisiaj. Opłaty za pobyt dzieci w tych placówkach były właściwie symboliczne. Również opłaty za mieszkanie, wodę, elektryczność czy gaz nie były wygórowane. W szkołach był lekarz, okresowe przeglądy dzieci były obowiązkowe. Szkoła zaczynała się o 8 rano, dzieci nie uczyły się popołudniu. Za to był bogaty program zajęć pozaszkolnych, w tym klubów sportowych. W zimie każda szkoła organizowała lodowisko na swoim boisku, szczególnie w okresie ferii zimowych. Zajęcia na basenie były bezpłatne, tak samo zajęcia organizowane przez domy kultury – plastyczne, muzyczne i inne.
Kobiety wychowujące dzieci mogły spokojnie zajmować się nimi w razie krótkotrwałej choroby – ponieważ we wszystkich przedsiębiorstwach państwowych było nadmierne zatrudnienie, więc nic się nie stało, jeśli matka została w domu z chorym dzieckiem przez kilka dni. Oczywiście były wyjątkowe sytuacje, gdy musiała liczyć na pomoc rodziny lub opiekunki, ale zazwyczaj nie było to problemem. Dzisiaj konieczność zostania w domu z chorym dzieckiem może być niemile widziana przez pracodawcę. Myślę, że tego mogą dzisiejsze kobiety zazdrościć pokoleniu swoich mam. Bo mizerii w sklepach to raczej nie. Nie chodziło jedynie o zaopatrzenie w żywność, ale również w odzież – eleganckie ubrania były prawie nie do kupienia w sklepach.
Wiele młodych kobiet mogłoby także zazdrościć swoim matkom pewności zatrudnienia – zwolnić kobiety ani właściwie nikogo, nie było łatwo. Pracę każdy miał, lepszą lub gorszą, a różnice w płacy były bardzo małe. Wszyscy mieli po równo, czyli prawie nic.

Cały wywiad do przeczytania w drukowanym wydaniu EksMagazynu (nr 28).

iwonakienzler-ikona
iwonakienzler-ikona

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.