Karina_Kończewska_ikona
Okładka biograficznej książki Kariny Kończewskiej
Anna Chodacka
29/07/2014

Karina Kończewska: Taka Ja Marynarza

Zwykła kobieta, z niezwykłą historią życia. Wygrała z ciężką chorobą, znalazła nową miłość, a swoją opowieścią postanowiła podzielić się w książce „Droga do Marynarza” – Karina Kończewska, bohaterka reportażu z 22 nr EksMagazynu

EksMagazyn: O czym jest „Droga do marynarza”?
Karina Kończewska: Książka jest o walce z rakiem, walce o życie, kończynę, sprawność, walce z wykluczeniem społecznym jakie przeżywają osoby niepełnosprawne. O tym, że życie często jest jak koło fortuny. W jednej chwili ma się wszystko a równie szybko to wszystko może zamienić się w „nic”. Jak będąc dzieckiem można poradzić sobie z największym bólem jaki można sobie tylko  wyobrazić. Jak z dnia na dzień można zostać oszpeconą kobietą w okresie dojrzewania. Ile potrafią zrobić rodzice w walce o swoje dziecko. Jak miłość może pokonać wszelki wstyd przed samą sobą, przed społeczeństwem. Czy kobieta wymagająca opieki może dzielić życie z marynarzem, gdy tego nie ma pół roku lub więcej?



Twoja historia zainteresuje czytelników?

Myślę że tak, co więcej bardzo bym tego chciała. Chciałabym by ją poznali. By zrozumieli z czym musiałam i nadal muszę walczyć, gdyż nie jestem jedyną osobą, którą spotkało takie nieszczęście wykonując całkiem naturalną rzecz jaką jest uprawianie sportu. Nie chcę zdradzać co się w książce znajduje, gdyż jest momentami dość drastyczna, zwłaszcza pod kątem medycznym. Chciałabym uświadomić czytelnikom, że nie można naśmiewać się z osoby niepełnosprawnej, takiej jak ja. Chodzę o kuli ponieważ „zwykłe” poruszanie się jest możliwe tylko w ten sposób. A i ta czynność wiele mnie kosztuje, zwłaszcza teraz gdy czekam na kolejną poważną operację – przedłużenia endoprotezy o cały staw biodrowy.

Twoja historia może kogoś zainspirować?

Zależy do czego (śmiech). Mam taką nadzieję, że zainspiruję  „moją pierwszą spowiedzią przed całym światem”, jak nazywam swoją książkę, ludzi chorych na raka czy inną ciężką chorobą, ludzi starszych. Chcę pokazać, że nie ma nic bardziej wartościowego od naszego życia, że warto cierpienie znieść dla docenienia każdej sekundy i bliskości drugiej osoby. Mam wielką nadzieję, że pokaże jak cudownych rodziców mam i jak ważni są oni dla dziecka, zwłaszcza w okresie kiedy jest ono chore. W książce zwracam szczególną uwagę na dzieci i opiekę nad nimi, której często są pozbawione. Dla celów dzielenia się swoimi emocjami jakimi wywarła na czytelniku moja książka założyłam na Facebooku fanpage „Taka Ja Marynarza”. Zapraszam wszystkich do dzielenia się swoim zdaniem.

Piotr Kończewski

Z jakimi chorobami zmagałaś się dotychczas?
Z tej rzeczy śmieję się najbardziej, ponieważ gdyby nie problemy z nogą byłabym chyba najbardziej zdrową kobietą pod słońcem. To tylko i aż przez nogę trafiłam na stół operacyjny już 31 razy, to tylko i aż ona przerwała mi najpiękniejsze dzieciństwo jakie może mieć dziecko i to ona odebrała mi najpiękniejsze lata mojego życia – okres dojrzewania i przeżywania okresu szkoły średniej, studiów. Teraz ponownie mam poluzowaną endoprotezę w dwóch końcówkach. Jak powiedział lekarz, poruszam się teraz jak ze złamaną nogą. Kosztuje mnie to wiele bólu ale nauczyłam się z nim żyć. Walczę z nim każdego dnia, 24 godziny na dobę. Wracając do początków choroby. W wieku 13 lat miałam kolorowo zapowiadającą się przyszłość w szkole sportowej. Podczas jednego z meczów uderzono mnie piłką w udo. Powstał guz, z guza Mięssak Ewinga. Potem była jedna operacja za drugą, chemioterapia, która została przedawkowana i wiele, wiele gorszych rzeczy, o których piszę w książce. Od tamtej pory jestem zdania, że sport to nie zawsze zdrowie.
Mięssak kostny Ewinga to najgroźniejszymi postać raka – rozwija się bardzo szybko, nie leczony prowadzi do zgonu w czasie 3-6 miesięcy. Walka z nowotworem złośliwym trwa długo, niekiedy nawet rok. Obejmuje chemioterapię, radioterapię i zabieg operacyjny. Brak przerzutów oraz wykrycie guza najczęściej daje dobre rokowania i większą szansę na wyleczenie.

Chyba można pokusić się o stwierdzenie, że los nagrodził cię miłością wynagradzając cierpienia w chorobie.

W bardzo przykrym okresie swojego życia, gdy wszystko wydawało się już całkiem beznadziejne, przyszedł na ratunek Facebook (śmiech). Tam, przez wspólnych znajomych, poznałam mojego marynarza. Był on pierwszym i ostatnim mężczyzną, do którego sama się pierwsza odezwałam. Stało się to oczywiście pod wpływem przypływu emocji. Zaczęliśmy ze sobą pisać, rozmawiać przez telefon czy na Skypie, ale okazało się że Piotr za dwa tygodnie miał wypłynąć w rejs. Pomyślałam wtedy: „I po bajce, czar prysł”. Przez cały czas kiedy Piotr był na morzu, codziennie godzinami rozmawialiśmy, nieważne były kosmiczne rachunki za telefon. Kiedy wrócił po tych trzech miesiącach od razu do mnie przyjechał. To sytuacja jak z filmu, bo przecież nigdy się nie widzieliśmy a już się w sobie zakochaliśmy! Nie odstępował mnie strach o to jak Piotr zareaguje gdy się dowie o mojej niepełnosprawności i tym co przeszłam, i nadal przechodzę. Bałam się czy zaakceptuje mnie taką jaka jestem czy po prostu odrzuci. Postanowiłam, już wtedy gdy był na statku, mu o wszystkim opowiedzieć. Na moje szczęście nie miało to dla niego znaczenia. To dobry człowiek, który na każdym kroku wspiera mnie w walce o zdrowie.

Jak wygląda życie u boku marynarza?

Jednego dnia odpowiem na to pytanie, że niezmiernie ciężko, gdyż często muszę przestać być kobietą i założyć spodnie. W kolejne dni odpowiem, że jest to najpiękniejsze życie jakie mogłam sobie tylko wymarzyć, zwłaszcza w dni, kiedy Piotr wraca do domu. Czuję wtedy jak zrzucam cały ciężar z siebie i oddaję Piotrowi ster. To uczucie nie do opisania słowami. Myślę, że przez takie życie gdy dzielimy tylko je w połowie razem potrafimy zbudować równowagę. Marynarz to człowiek niezależny a ja nauczyłam się żyć w samotności i chyba jej potrzebuję. Mam to szczęście, że Piotr kocha mnie całym sobą i wspiera mnie w każdej chwili, i w każdej decyzji, a co najważniejsze nie wstydzi się mnie czym dodaje mi potrzebnych do walki z chorobą sił. Często słyszę pytanie, dlaczego wybrałam życie u boku marynarza skoro często potrzebuję opieki. Ale ja wiem, że nie mogę pozwolić sobie na słabość, na oddanie kontroli nad swoim ciałem nawet miłości swojego życia, gdyż wtedy za pewne opadłabym z sił w walce o zdrowie. Czy warto żyć u boku marynarza? Warto jeśli chce się być kochaną, docenioną, spełnioną zarówno prywatnie jak i zawodowo.

Jakie masz plany osobiste i zawodowe na przyszłość?
Po operacji pragniemy wziąć ślub. Marzę o nim od kiedy potrafię sobie przypomnieć. Zawsze, leżąc na szpitalnym łóżku marzyłam sobie o przystojnym mężczyźnie w mundurze, który ślubuje mi miłość, wierność i tego że mnie nie opuści w zdrowiu czy chorobie. Romantyczka ze mnie, wiem! Ale to często pomagało mi spokojnie zasnąć (śmiech). Marzymy z narzeczonym o wspólnym domku, tylko naszym gdzie zawsze będę wiernie na niego czekała, gdyż taka właśnie jest rola żony marynarza. A co najważniejsze pragnę dać mu córeczkę, byłaby ona ukoronowaniem wszystkiego przez co musiałam przejść.
Plany zawodowe? Miałam trzy marzenia. Pierwsze to zostać koszykarką, to stało się niemożliwe. Drugie marzenie to być fotomodelką, lecz to również zostało mi już brutalnie odebrane poprzez oszpeconą i „pokrojoną” nogę. A to boli. Mam jeszcze trzecie marzenie -mieć swoją kawiarnię ze wspaniałym tortem mojej mamy i pyszną szarlotką przyszłej teściowej (śmiech). Nie dam sobie odebrać ostatniego marzenia, choć wiem, że może ono być mało realne. W tej chwili czasami zajmuję się swoją miłością czyli wizażem i stylizacją, na tę chwilę musi mi to wystarczyć.

Czego nauczyła cię wieloletnia choroba?

Walki o życie i wszystko z czego ono się składa. Walki o to, że w świecie dzieje się źle a często jest za to odpowiedzialny człowiek, zwłaszcza jeśli chodzi o dobro dziecka. Nauczyła mnie ona również, że nie ma nic bardziej cennego od posiadania rodziny i przyjaciół, że nie wolno się zamykać na miłość i należy prosić drugiego człowieka o pomoc. Wiem też, że człowiek jest dla siebie najlepszym lekarzem, gdyż tylko my sami wiemy jak czuje się nasz organizm, zwłaszcza walcząc o życie czy przyjmując chemioterapię.
Rozmawiała: Anna Chodacka

Premiera książki już 31 lipca!


Karina_Kończewska_ikona
Karina_Kończewska_ikona

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.