Mia
Mia
07/08/2012

Kiedy facet zmienia się w „pantofla”

Zadziwiające, jak niewiele potrzeba, żeby facet zmienił się z interesującego mężczyzny w wygodny w noszeniu „pantofel”. Czasami jest to szpilka, zwykle jednak – kapeć

Miałyście kiedyś do czynienia z taką sytuacją: Znacie jakiegoś mężczyznę. Nie koniecznie jest to obiekt waszego zainteresowania seksualnego, ale na przykład dobry znajomy, na tyle pociągający, że chce się tę znajomość utrzymywać. Ów znajomy w pewnym momencie swojego życia spotyka swoją „drugą połówkę”, a raczej trzy czwarte siebie, jak by spojrzeć na rozwój wydarzeń z późniejszej perspektywy.

Na początku nic nie zwiastuje katastrofy. Facet robi z siebie idiotę w towarzystwie owej niewiasty (przypadłość 99 proc. mężczyzn, którzy starają się zrobić na kobiecie wrażenie), chce jej zaimponować i zwykle – zaciągnąć do łóżka. Jeśli jednak trafi, na przykład na harpię, która zauważy w nim dobrego reproduktora i materiał na „pantofel”, to początek jego końca jako mężczyzny.

Pan taki zaczyna powolną, acz nieuniknioną przemianę w to, co kiedyś zwane było „pantoflarzem”, a dziś, w dobie skracania słów, zmieniło się po prostu w „pantofla”. Tutaj ewolucja wyróżnia trzy końcowe etapy owego rozwoju.

Pierwszy to szpilka, czyli pan, który stara się zafundować sobie choć namiastkę dawnego „męstwa”. Wyrywa się z uwitego przez swą „trzy-czwartą” gniazdka na piwo z kolegami, pozwala sobie na spojrzenie na ulicy na inną kobietę, a przy nadarzającej się okazji, nawet flirtuje z kimś innym. Później jednak potulnie wraca do swej władczyni, jeśli trzeba, przepraszając za zbyt długą nieobecność.

Drugi rodzaj „pantofla” to półbut. Niby nie jest do końca zdominowany, w jego głowie świta czasem myśl, żeby wyrwać się na chwilę do normalnego życia, ale z czasem myśli przekuwa w czyny z coraz większym trudem. „Tak kochanie, dobrze kochanie, oczywiście misiaczku”… Po pewnym czasie zapomina, co to jest własne zdanie i własne życie.

Trzeci, najbardziej stracony dla ludzkości przypadek, to kapeć. Nie do uratowania. Osobnik taki przypomina wytrenowanego pudla, która siada, waruje, przynosi rzuconą piłeczkę i merda ogonem na każde słowo swojej pani. Bez własnego zdania, osobowości, zainteresowań. Jeśli nawet wcześniej miał jakikolwiek poglądy, szybko o tym zapomina. I tylko jedno mnie zastanawia. Jak można być z mężczyzną bez jakichkolwiek właściwości? Czy ktoś umie mi to wytłumaczyć? Jak pięcioletniemu dziecku?

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.