123nowepraca4
Aneta Zadroga
04/02/2018

Uliczni freelancerzy w natarciu

Kryzys, bezrobocie, chęć dorobienia czy też konieczność utrzymania rodziny… Uliczny freelance to wypadkowa trudnych sytuacji zawodowych, często jednak, wbrew pozorom, świadomy wybór. A czasami zwykły przypadek?

Pracują kiedy chcą, gdzie chcą i jak długo chcą. Przeszkadzają im tylko deszcz i śnieg. Albo upał. Zarabiają na życie grając, śpiewając, rzeźbiąc, pedałując albo… stojąc. Wakacje to dla nich najlepszy sezon. Z początkiem lata przybywa ulicznych freelancerów na starówkach, rynkach i ulicach turystycznych miast Polski. Jak tu trafili i jak im się wiedze?

Ze szkolnej klasy na starówkę
Pawła Czekalskiego można spotkać na rynkach i starówkach w różnych miastach Polski. Kiedyś był nauczycielem geografii, dziś pracuje jako… grajek uliczny. Podróżuje po całej Polsce, zwiedza, poznaje ludzi i robi to, co kocha – gra i śpiewa.
- O osobach takich jak ja często się mówi, że są wykolejeńcami życiowymi. Że nie chce im się iść do żadnej porządnej pracy. To nieprawda, przynajmniej nie we wszystkich przypadkach. Nie w moim – mówi trzydziestoletni grajek. – Skończyłem studia geograficzne i uczyłem przez rok w szkole. Ale dusiłem się w takiej rzeczywistości. Codziennie to samo, żadnych nowości, nuda i rutyna – wspomina swoją karierę sprzed kilku lat. – Moja mama na początku była przeciwna tak diametralnej zmianie w moim życiu, ale przecież jestem dorosły. Gram i śpiewam, bo było to moje marzenie, a marzenia trzeba realizować – mówi Paweł. – Gitara i śpiew to mój świat. Sam wybrałem swoją drogę.
Paweł ma swoją stronę internetową. Przedstawia się tam krótko: „Od kilkunastu lat piszę piosenki. Od mniej więcej 2002 roku zacząłem nimi żyć. Włóczyć się z nimi po świecie. Pisanie piosenek jest dla mnie Magią, czuję że ich treść jest uniwersalna i w jakiś niepojęty dla mnie sposób przychodzi do mnie. Ot tak…”.
Mężczyzna ma na swoim koncie dwa albumy. Sam komponuje i układa teksty piosenek. Na jego płytach poza nim można usłyszeć jeszcze jego przyjaciół. Tyle o artyście, ale jak na tym wychodzi? – Da się przeżyć – uśmiecha się i przyznaje, że dziennie udaje mu się zebrać około 60 zł. Czasami trochę więcej, jak w danym miejscu dopisali turyści. Na razie nie myśli o zmianie „pracy”. Uważa, że kiedy przyjedzie odpowiednia pora, podejmie odpowiednią dla siebie decyzję.

Własny biznes na ulicy
Dłuto w dłoni, duża ekologiczna torba, różnego rodzaju drewno… Kapelusz i krzesełko. Tak wygląda codzienność Andrzeja, krakowskiego rzeźbiarza. Od ponad dwudziestu lat prowadzi swoją mini firmę. Adres? Gdzieś w okolicach krakowskiego Rynku…
Andrzej wykonuje różne dzieła, ale głównie są to różnego rodzaju maski. Bo te najlepiej się sprzedają. Kupują głównie młodzi, zagraniczni turyści, albo emeryci z Zachodniej Europy. – Mam na utrzymaniu dwoje dzieci i żonę. Dlatego pracuję tu, gdzie pracuję. Nie lubię marnować czasu, więc przy okazji sprzedaży tego, co zrobię w domu w pracowni, tworzę nowe twarze – mówi, pracując jednocześnie nad nową rzeźbą. – Ludzie najczęściej przychodzą do mnie wtedy gdy potrzebują czegoś oryginalnego na prezent. Czasami proszą dedykację, to akurat bardzo miłe – dodaje.
Andrzej skończył technikum stolarskie i szkołę plastyczną. Przez kilka lat pracował w zakładzie stolarskim. Robienie mebli jednak go nie satysfakcjonowało. Zawsze miał w sobie coś z artysty, dlatego też zaczął zarabiać w ten sposób. Od 24 lat można spotkać go w okolicach krakowskiego Rynku. Zwykle „do pracy” przychodzi o 8 rano, a ze stanowiska schodzi około godziny 18. Nie chce zdradzić, ile dokładnie zarabia, ale przyznaje, że można za uliczną pensję zapewnić podstawowy byt rodzinie. – I to jest najważniejsze – przyznaje Andrzej.
Edward też rozkręcił biznes na ulicy. Sprzedaje… zapałki. Pamiątkowe. Na opakowaniach widać zabytki, ważne i aktualne wydarzenia w Krakowie. Straganik w postaci drewnianego mini-wozu za każdym razem wzbudza zainteresowanie przechodniów. Pomysł na zapałkowy biznes zrodził się kilka lat temu. Najpierw sprzedawał je sam pomysłodawca, a teraz zatrudnia pracowników. Firmie wiedzie się dobrze. – To naprawdę świetna praca. Dzięki niej poznaje się wielu ludzi z całego świata. Przychodzą kupić zapałki, a zdarza się, ze opowiadają fascynujące historie ze swojego życia – opowiada Edward.
W Sopocie, Krakowie, czy Łodzi już od lat można w sezonie spotkać rikszarzy. Pojazdy napędzane siłą mięśni to hit dla zagranicznych turystów. – Trzeba się napedałować i wybrać dobry dzień. Najlepiej jest w weekendy – przyznaje Marek, student Politechniki Gdańskiej, pedałujący zawodowo w Sopocie. Dodaje, że jego zarobek to ok. 50, nawet 100 zł dziennie.
Riszowy interes ma się dobrze bez względu na lokalizację. Ponieważ rower z przymocowaną przed lub za kierowcą mini-kanapą to często najlepszy sposób poruszania się po kurorcie czy okolicach ścisłego centrum, zamkniętego dla samochodów. W dodatku jest szybki, ekologiczny i przyjemny.

Praca inspirowana przeszłością
Są dosłownie wszędzie. Na Rynku krakowskim, warszawskim Placu Zamkowym, olsztyńskiej Starówce. W przebraniu rybaka, rycerza, mima, poety, zegara, złotej damy z równie złotym dżentelmenem… Przebierają się tak, aby jak najbardziej zachęcić turystę do spojrzenia na nich, zaintrygować, a czasem zaszokować lub wprawić w lekkie zakłopotanie.
Tak zwane „stójki” od pewnego czasu stały się trwałym elementem krajobrazu turystycznych miejscowości. Tyle, że są elementem ruchomym. Joanna i Katarzyna są siostrami bliźniaczkami i na pomysł zarabiania pieniędzy jako „stójki” wpadły całkowicie przypadkiem. – Przeglądałyśmy stare zdjęcia naszych dziadków i natrafiłyśmy na takie, gdzie babcia nieśmiało wachlując się wachlarzem podaje dziadkowi dłoń. Z początku zdjęcie trafiło na ścianę w ramce, ale po czasie doszłyśmy do wniosku, że nieźle by było wykorzystać ten obrazek w pracy – mówi Joanna.
Jak? Katarzyna przebrała się za owego młodzieńca z czarno białej fotografii, a Joanna za swoją babcię z wachlarzem i parasolką. Z twarzami pomalowanymi na złoto wyruszyły na podbój miasta. – Okazało się, że nasze stroje i odgrywane scenki po wrzuceniu monety zrobiły furorę już pierwszego dnia. Każdy chciał zobaczyć, co takiego może robić para siedząca przy stole – mówi podekscytowana Katarzyna. Dziewczyny zarabiają w ten sposób od kilku miesięcy. Na razie to ich jedyne źródło dochodu. – Całkiem nie da się jednak z takiej pracy utrzymać – przyznają.
Coś dla wielbicieli bajek
Okazuje się, że praca na ulicy może również być powrotem do lat szczęśliwego, beztroskiego dzieciństwa. Na krakowskich ulicach furorę robi od kilku miesięcy… Szpieg z Krainy Deszczowców. Czarny charakter z słynnej krakowskiej bajki snuje się po najbardziej znanych i popularnych zakamarkach miasta. Zarabia robiąc sobie zdjęcia z dziećmi. I dorosłymi. – To jedynie praca dorywcza. Nie da się utrzymać z bajki – mówi Szpieg. – Ludzie chętnie robią sobie ze mną zdjęcia. Częściej chcą się ze mną fotografować ludzie w wieku około dwudziestu lat niż dzieci. Pewnie dlatego, że teraz już nikt nie pamięta o takich bajkach jak „Przygody Baltazara Gąbki” – dodaje ze smutkiem.
Innego zdania niż Szpieg jest Tygrysek z bajki o Kubusiu Puchatku. Wiekowo młodszy od Szpiega i może dlatego inaczej patrzy na swoją profesję. No i żyjący na północy kraju, z daleka od melancholijnego Krakowa, nie ma skłonności do zbyt częstych i mało optymistycznych refleksji.
- W przebraniu Tygryska chodzę zawsze w wakacje. Dorabiam sobie w ten sposób na studia. Całkiem nieźle zresztą. Przy tej pracy też trzeba jednak mieć odpowiednie podejście do dzieci. Nie można być niecierpliwym i trzeba też uważać by dzieciaki nie próbowały ciągnąć za zamek od kostiumu – opowiada o tajnikach swojego wakacyjnego zajęcia Adrian, student z Gdańska. Najgorzej pracuje mu się w upale, wiadomo, kostium swoje waży. Ale wtedy jest najwięcej chętnych do fotografowania. Kiedy pada, też nie jest rewelacyjnie, kostium bardzo nasiąka wodą i trzeb ago suszyć godzinami. Ale zajęcie się opłaca. I, co najważniejsze, daje pracownikowi dużo radości.

123nowepraca4
123nowepraca4

Komentarze Dodaj komentarz (1)

  1. Edit 28/05/2018 09:53

    CytujSkomentuj

    Niełatwy kawałek chleba, często niewdzięczna i niedoceniana praca.

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.