123nowepraca8
Aneta Zadroga
06/05/2018

Jak się zwalnia po polsku

Pojawiłam się w pracy, jak co dzień. W południe szef poprosił do gabinetu. Pół godziny później byłam bez pracy, chociaż wcześniej dostałam całkiem niezłą ocenę swoich dokonań…

Bohaterami „Historii mojego zwolnienia” będą trzy cztery osoby. Młoda mężatka z kilkuletnim stażem pracy w dużej korporacji z Mazowsza, świeżo upieczona absolwentka najlepszej polskiej uczelni z Małopolski, z zamiłowania wolontariuszka, z zawodu sekretarka – również z Małopolski i stolarz z fabryki mebli na Mazurach. Akcja zacznie się w styczniu 2017 i potrwa do grudnia.

Bohaterowie
Renata, 31 lat, były pracownik korporacji z siedzibą w Warszawie. Z pięcioletnim stażem. Szczupła brunetka. Mężatka od sześciu lat. Od dwóch – właścicielka mieszkania i kredytu hipotecznego na 30 lat. Lubi podróżować, zwłaszcza na wschód. Lubi też chodzić do kina i żeglować po Mazurach. Swoją pracę też lubiła, spędzała w niej po dziesięć – dwanaście godzin na dobę, często sześć razy w tygodniu, bo zawsze było coś do zrobienia, jakiś projekt, czy analiza do napisania.
Kalina, 25 lat, świeżo upieczona absolwentka jednego z najbardziej prestiżowych kierunków na najlepszej uczelni w Polsce – krakowskim Uniwersytecie Jagiellońskim. Pochodzi z Rzeszowa, w Krakowie mieszka od dwóch lat. Od samego początku pobytu w mieście szukała praktyk i staży. Lubi, kiedy coś się dzieje, nade wszystko ceni sobie swobodę działania i samowystarczalność, zwłaszcza finansową.
Marta, 28 lat z Krakowa. Do wiosny ubiegłego roku asystentka dyrektora w jednym z krakowskich centrów usługowych. W każdej wolnej chwili zajmuje się wolontariatem – pomaga w zbiórkach pieniędzy dla chorych dzieci. Od wiosny mogła poświęcać na działalność charytatywną cały swój czas, ponieważ została bez pracy. I bez wypłaty za ostatnie miesiące.
Łukasz, 35 lat, z Kętrzyna na Mazurach. Z zawodu stolarz, do lipca ubiegłego roku zatrudniony w dużej fabryce mebli. Z narzeczoną i domem do remontu, którego nie może skończyć, bo objął go program zwolnień grupowych. Na hobby nie ma czasu, ani pieniędzy. Każdą wolną chwilę spędza na przeglądaniu ofert pracy.

Godzina zero
Renata: Pojawiłam się w pracy, jak co dzień. To był poniedziałek, początek tygodnia, dużo zaległości i planów na najbliższe dni. W południe szef poprosił mnie do gabinetu. Pół godziny później byłam bez pracy, chociaż wcześniej dostałam całkiem niezłą ocenę swoich dokonań… Mój kryzys zaczął się w tym samym czasie, kiedy dopadł polską gospodarkę – w styczniu tego roku. I chociaż w mojej firmie program zwolnień grupowych został ogłoszony kilka tygodni wcześniej, nigdy bym nie pomyślała, że dotknie także mnie.
Kalina: Moje zwolnienie było nietypowe. Pracowałam od kilku miesięcy w jednym z krakowskich wydawnictw. Nowy projekt, dużo do zrobienia, więc na obowiązki poświęcałam po kilkanaście godzin na dobę. Pewnego dnia w drzwiach mojego mieszkania pojawił się po południu szef – pracowałam wtedy z domu, bo byłam przeziębiona. Oznajmił mi, że musi mnie zwolnić, bo są cięcia w związku z trudną sytuacją w firmie. Poczułam, jak uginają się pode mną kolana, bo kiedy zdecydowałam się na pracę, z której właśnie mnie zwalniano, zrezygnowałam z innej, mniej opłacalnej, ale bezpieczniejszej.
Marta: Mój przełożony może być przykładem na to, jak nie postępować z pracownikiem. W kwietniu kończyła mi się roczna umowa, po której miałam dostać etat na czas nieokreślony. Jeszcze dwa tygodnie przed godziną zero szef zapewniał, że umowę przedłuży. Kiedy stara się skończyła, a nowej kadry nie przysłały, poszłam po raz kolejny, żeby zapytać, co z moją posadą. I usłyszałam, że od dwóch dni już nie pracuję, więc szef nie wie, co ja tu jeszcze robię. Druga wiadomość była taka, że nie dostanę pensji za ostatni miesiąc, bo firma ma kłopoty finansowe.
Łukasz: U mnie wszystko poszło szybko. Zebranie zarządu z pracownikami i lista tych, którzy mieli pecha i zostaną zwolnieni grupowo. Trzy miesiące wypowiedzenia, równowartość trzech wypłat jako odprawa i koniec. To były najbardziej niepewne wakacje w moim życiu. Tym bardziej, że miałem plany na małżeństwo, kredyt na remont domu. Przełożyliśmy wszystko na bliżej nieokreśloną przyszłość.

W poszukiwaniu…
Renata: Pierwszy tydzień po zwolnieniu to był szok. Wstawałam w południe, włóczyłam się po pustym mieszkaniu, które przez kolejnych trzydzieści lat będziemy z mężem spłacać i zastanawiałam się, jak to mogło mnie spotkać. Spałam, jadłam i zaglądałam na konto, licząc jak uda nam się z mężem przeżyć tylko z jego pensji. Po dwóch tygodniach zaczęłam przeglądać oferty. Zapisałam się na jakieś szkolenie, które firma organizowała dla zwolnionych. Nauczyłam się obsługi kilku programów komputerowych. Porozsyłałam kilkadziesiąt CV.
Kalina: Szok pozwolnieniowy? Nie miałam takiego. W swoim życiu często zmieniałam pracę, więc już następnego dnia odnawiałam kontakty z byłym pracodawcą i znajomymi, którzy wcześniej wspominali o jakichś ofertach. U byłego szefa w ciągu tygodnia załapałam się na fuchy. Kokosów z tego nie było, ale wystarczyło na mieszkanie i rachunki. Po miesiącu znajoma zaoferowała współpracę z zagranicznym serwisem internetowym.
Marta: Przez miesiąc dopominałam się o zaległą wypłatę. Dopiero groźba tego, że pójdę do sądu pracy przekonała szefa do wypłaty ponad 3 zaległych tys. na moje konto. Ten miesiąc był jednym z najtrudniejszych w moim dotychczasowym zawodowym życiu. Wolontariat, którym zajmuję się od czasów studiów pomógł mi przetrwać i nie myśleć o przyszłości, która rysowała się bardzo ponuro. Przez kolejne trzy miesiące, żeby mieć za co opłacić rachunki, rozdawałam ulotki, byłam hostessą, telefonistką.
Łukasz: Trzy miesiące wypowiedzenia przepracowałem, mając chyba złudną nadzieję, że jak będę pracował, to zwolnienie okaże się pomyłką, albo firma stanie szybko na nogi i nie będę musiał odchodzić. Niestety, nic takiego się nie stało. W październiku zapisałem się w urzędzie pracy po zasiłek dla bezrobotnych. Kiedy odebrałem go po raz pierwszy poczułem się bezradny. Wtedy zdecydowaliśmy z narzeczoną, że planowanego na grudzień ślubu nie będzie. Tym bardziej, że z jej pensji jako sprzedawcy w sklepie z alkoholami nie wystarczyłoby na wspólne przeżycie miesiąca.

Życie po zwolnieniu
Renata: Dwa miesiące zajęło mi szukanie nowego zajęcia. Załapałam się na posadę przy unijnym programie. Kilka firm zaproponowało mi współpracę. Po pięciu latach w korporacji zostałam freelancerem. Zarabiam dziś dwa razy tyle, co przed rokiem, pracując kilka godzin dziennie mniej i wykonując cztery różne prace. Mniej stresu, więcej różnorodności, wyzwań.
Kalina: Z tym serwisem współpracowałam pół roku. W tym czasie pojawiło się kilka zleceń i jedna propozycja stałej pracy w wydawnictwie internetowym. Młoda firma, również księgarnia, szukała menedżera, a że wcześniej współpracowałam z jej szefem, w poprzedniej pracy, wiedział, jak wykonuję swoje obowiązki i najwyraźniej uznał, że będę dobrą osobą na stanowisku menedżera. W sumie zarabiam więcej niż przed zwolnieniem, nawet dużo więcej. Ale są też minusy – praca po kilkanaście godzin dziennie, często również w weekendy.
Marta: We wrześniu dostałam etat w jednej z organizacji pozarządowych zajmujących się m.in. wolontariatem. Pensja mniejsza niż na poprzednim stanowisku, ale, jak to mówią znajomi, w obecnych czasach trudno wybrzydzać i trzeba brać to, co jest, zwłaszcza, jeśli jest to stałe zatrudnienie. Poza tym, dobrze się złożyło, bo łącze swoją pasję z zarabianiem.
Łukasz: Do kilkuset złotych zasiłku dorabiam na czarno. Przez dwa dni w tygodniu zastępuję kolegę, który jeździ taksówką. Od miesiąca pomagam znajomemu w budowie domu. Wyciągam jakiś tysiąc złotych. I cały czas szukam ofert pracy. Na razie, zimą, jest kiepsko.

Epilog
Co zwolnienie zmieniło w twoim życiu?
Renata: Okazało się, że umiem i mogę więcej, niż przypuszczałam. To minus pracy w korporacji, tu nie ma miejsca na kreatywność. A ja lubię się spełniać zawodowo. Paradoksalnie, dzięki zwolnieniu, mogę to robić.
Kalina: Zrozumiałam, że poradzę sobie w każdej sytuacji życiowej. Pewnie dlatego, że nigdy nie rozpamiętuję porażek. Jeśli coś się stanie, szybko to analizuję, myślę o błędach które popełniłam, zapamiętuję je i już więcej tak nie postępuję.
Marta: W sprawach zawodowych nigdy nie uwierzę już szefowi na słowo. Nauczyłam się, że trzeba mieć ograniczone zaufanie, zwłaszcza w dużej firmie, która nie dba o dobro pracownika, tylko o to, żeby wydać na niego jak najmniej.
Łukasz: Pieniądze, a zwłaszcza ich brak, zmieniają plany na przyszłość. Ale życie prywatne motywuje do działania. Przełożyliśmy termin ślubu na 2018 rok. Do tego czasu mam jeden cel – znaleźć nową, dobrą pracę.

123nowepraca8
123nowepraca8

Komentarze Dodaj komentarz (2)

  1. Ewa K. 07/05/2018 08:12

    CytujSkomentuj

    Chociaż nie znoszę tych wszystkich szarlatańskich gadek w stylu opuszczania stref komfortu i tak dalej (bo jak mi jest dobrze, to po jaką cholerę mam coś zmieniać i opuszczać strefę komfortu), to jednak czasami tak jest, że coś co się wydaje na pierwszy rzut oka katastrofą nie do ogarnięcia i prawie końcem świata, koniec końców wychodzi nam na dobre. może dlatego, że człowiek w kryzysie staje się nieco bardziej kreatynwy :D

  2. Dorota_D 07/05/2018 13:56

    CytujSkomentuj

    Sama przeżyłam takie zwolnienie z dnia na dzień. Powiem, że nie było różowo, łatwo ani kolorowo. Szok. Utrata płynności finansowej, ale też rzeczywiście kreatywność w poszukiwaniu nowego źródła utrzymania. Koniec końców jednak wyszło mi to na dobre ;)

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.