ikona1a
Nieprzeciętny głos stał się dla Artura Rucińskiego przepustką do sukcesu
Monika Mista
07/09/2011

Bezkonkurencyjny baryton

Śpiew operowy to specyficzna umiejętność. Ale jeśli już ktoś ten talent w sobie odkryje, pokocha i będzie odpowiednio nim zarządzał, to po jakimś czasie autentycznie może powiedzieć, że „naprawdę robi to, co lubi i jeszcze mu za to płacą, czego chcieć więcej?” Tak właśnie jest w przypadku Artura Rucińskiego – jednego z 20 najlepszych męskich głosów operowych na świecie wg austriackiego magazynu Festspiele

EksMagazyn: Kim pan chciał być w dzieciństwie? I skąd pomysł na taki rodzaj śpiewania?

Artur Ruciński: Nigdy nie planowałem, że zostanę śpiewakiem operowym. Moją edukację muzyczną w szkole podstawowej zacząłem od nauki gry na skrzypcach (3 lata). Potem byłem w szkole baletowej, ale dałem za wygraną po półtora roku. Moi rodzice prowadzili zespół ludowy, więc miałem bliski kontakt z folklorem przez kilka lat. W liceum postanowiłem, że chcę czegoś innego najpierw grałem 3 lata na oboju a potem postanowiłem zdawać na wydział muzyki rozrywkowej Szkoły Muzycznej przy ul. Bednarskiej. Tam na wstępnym przesłuchaniu usłyszała mnie polska śpiewaczka pani Bożena Betlej, która powiedziała, że mam silny głos i dlatego powinienem spróbować swoich sił na wydziale śpiewu operowego. Spróbowałem. Dostałem się do klasy śpiewu Jerzego Knetiga. Zacząłem szybko otrzymywać nagrody w konkursach pieśni, konkursach operowych. Tak to się zaczęło rozwijać i stało się moją pasją i całym moim życiem.

Pan się chyba nie obawia konkurencji ? Muzyka operowa to temat niszowy…

Wychodzę z założenia, że świat jest tak duży, że wystarczy miejsca dla wszystkich dobrze śpiewających. Poza tym, miałem dużo szczęścia i zaraz po ukończeniu studiów zacząłem śpiewać role odpowiednie dla mojego głosu, które są bliskie mojemu charakterowi. Z czasem z tym gotowym repertuarem ruszyłem w świat.

Czy wystąpiłby by pan w Tańcu z Gwiazdami, albo tego typu komercyjnym programie, aby się promować?

Aż tak bardzo na obecnym etapie nie potrzebuje promocji, ale gdyby tylko czas mi na to pozwolił, to tak. Estrada jest moim życiem, zawsze lubiłem tańczyć i zrobiłbym to dla przyjemności.

Wspomniał pan w jednym z wywiadów, że jeszcze nie jest pan gotowy na niektóre role, że wielu młodych artystów porywa się na zbyt ciężkie role. Dlaczego po tylu latach praktyki nadal nie czuje się pan na nie gotowy?

Do pewnych ról trzeba dojrzeć. Jeśli zbyt wcześnie zaczniemy śpiewać partie dramatyczne – role tzw. „cięższe”, to co będziemy robić przez kolejne 30, 40 lat? Poza tym, głos śpiewaka, musi mieć czas żeby się rozwinąć, okrzepnąć, wzmocnić. Na początku należy być bardzo ostrożnym. Dopiero po 11 latach kariery na scenie zaczynam sięgać po role bardziej dramatyczne. Żeby być prawdziwym na scenie, to trzeba coś w życiu przeżyć.

O jakie role chciałby pan w życiu zawalczyć?

Ja mam to szczęście, że śpiewam role, które tylko chcę. Mogę wybierać i odrzucać, to, co mi nie odpowiada. Ostatnio zrobiłem tylko taki mały wyjątek – wcieliłem się w daną postać, ponieważ była świetna obsada, a mnie zależało na współpracy z dyrygentem Lorinem Maazelem – żywą legendą. Była to rola, która nie dawała mi wielkiej przyjemności, bo jest z gatunku tych, które nie dają możliwości pokazania wszystkich walorów głosu. Ze względu na dyrygenta i scenę operową, na której nigdy przedtem nie śpiewałem, mam na myśli Operę w Walencji, podjąłem się jednak tego zadania. Obecnie moja kariera nabrała tempa. Kilka dni temu otrzymałem zaproszenie z Werony we Włoszech, aby w sierpniu tego roku zaśpiewać rolę Merkucja w operze „Romeo i Julia” na sławnej Arena di Verona. Bardzo się ucieszyłem. Będzie to mój debiut na tej scenie i w tej roli, a i obsada będzie „topowa”. Na następne sezony otrzymałem zaproszenia z oper w Niemczech, USA, Hiszpanii ,Izraelu.

Czym dla pana jest sukces?

Szczęście i zdrowie mojej rodziny – to jest najważniejsze. Praca jest mimo wszystko na drugim planie. Mogę dziękować Bogu, że robię to, co lubię i jeszcze mi za to płacą(uśmiech). Śpiewam nie dla siebie, tylko dla ludzi, więc jest dla mnie sukcesem także to, kiedy odbiór mojej sztuki jest pozytywny, kiedy ludzie wzruszają się, uśmiechają itd. Może brzmi to nazbyt patetycznie, ale tak właśnie jest.

Co Pan w ludziach szanuje, uwielbia? Szanuję ludzi szczerych, uczciwych, pracowitych, i tych którzy nie zazdroszczą innym.

Co pana w ludziach irytuje? Głupota i zakłamanie – to działa na mnie jak płachta na byka. Irytują mnie osoby, które są sztuczne i robią wokół siebie przedstawienie, a tak naprawdę nie mają wiele do powiedzenia. Staram się otaczać ludźmi, którzy są naturalni.

Boję się…? Żeby na świecie nie wybuchła wojna i żeby chciwość nie doprowadzała do konfliktów. No i Pana Boga się boję.

Marzę o…? O tym, żeby moja rodzina była zdrowa, szczęście mojej rodziny jest dla mnie najważniejsze

Lubię w kobietach…? To, że są tak różne od mężczyzn.

Czuję się bezpiecznie…? W ramionach mojej żony.

Wzrusza mnie…? Nieszczęście ludzkie.

Autorytet? Jan Paweł II

Artur Ruciński to…? Dobry śpiewak.


Rozmawiała: Monika Miśta

ikona1a
ikona1a

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.