brokeback_mountain_kadr_z_filmu
Dobry romans to taki, w którym orientacja seksualna nie ma znaczenia / fot. kadr z filmu Brokenack Mountain
Aneta Zadroga
11/11/2010

Kto odkryje tajemnicę Brokeback Mountain?

Happy end mają podobno tylko te historie, które się jeszcze nie skończyły. „Tajemnica Brokeback Mountain” to opowieść o wielkiej miłości bez szczęśliwego zakończenia. Opowieść o parze kochanków, których największym szczęściem i nieszczęściem zarazem było to, że się odnaleźli i nie mogli żyć ze sobą, ani bez siebie

Spotkali się w malowniczej scenerii gór stanu Wyoming. Zauroczyli sobą. Dotknęli czegoś, o czym wszyscy mniej lub bardziej skrycie marzymy – prawdziwej, wielkiej, wszechogarniającej miłości. Rozstali się, bo chciał tak los i kultura, w której się wychowali. Nie dane im było żyć wspólnie długo i szczęśliwie. Tak można opowiadać o wszystkich największych historiach miłosnych w kinie (pomijając oczywiście góry Wyoming) – od „Casablanki” przez „Love Story” do „Titanica”. Tak też można krótko streścić „Tajemnicę Brokeback Mountain”.

Romantyczni kowboje

Banał? Możliwe. Kolejne łzawe romansidło? Owszem, końcowe minuty filmu mocno ściskają gardło. A co, jeśli dodamy do tego drobny szczegół – para bohaterów filmu to dwaj kowboje? Geje? Bo wszyscy wiemy, że to przecież kowbojsko – gejowska love story. Nic. Bo Ang Lee zrobił film o tym, co w ludziach najpiękniejsze – o przyjaźni, miłości i jej potędze, o najszlachetniejszym z uczuć, którego wszyscy pomimo, że coraz trudniej nam się do tego przyznać, pragniemy i szukamy. Ang Lee umie opowiadać o miłości. Pokazał nam już jak kocha kobieta kierująca się sercem i ta słuchająca głosu rozsądku („Rozważna i romantyczna”) oraz taka, która oddała swoje serce mistrzowi wschodnich sztuk walki („Przyczajony Tygrys, ukryty Smok”). Tym razem zrobił anty – western o miłości dwóch mężczyzn.

Kowboje poznali się podczas wypasu owiec na zboczu tytułowej góry Brokeback. Małomówny i zamknięty w sobie Ennis ( w tej roli rewelacyjny Heath Ledger, późniejszy jak najbardziej heteroseksualny Casanova w filmie Lasse Hallstroma) każdego, kto próbował się do niego zbliżyć traktował jak potencjalnego wroga. Tak było też na początku z Jackiem (tutaj uwodzicielski Jack Gyllenhaal), którego rozmarzone spojrzenie skradło zapewne serce niejednej kobiecie. Czy spędzając wspólnie całe dnie i wieczory mężczyźni zdecydowali nagle – „Tak, jesteśmy gejami”? Nie. Czy wyglądali na „takich”? Nie? A jednak.

Pewnego wieczoru Ennis opowiedział o swojej trudnej młodości Jackowi. Pewnej nocy Jack przyszedł do jego namiotu… Przez chwilę młodzi mężczyźni walczyli ze sobą, gwałtownie, starając się nie dopuścić do zbliżenia. Nie udało im się. Spędzili wspólnie noc. Później Ennis powiedział „Nie jestem ciotą”. „Ja też nie” dodał Jack. Tyle jest w „Brokeback” seksu. Bo nie o niego chodzi. Ten film nie jest peanem na cześć związków homoseksualnych, nie jest też moralitetem. Nie mówi w nachalny sposób – szanujmy tych, którzy są inni, którzy są gejami, bo to tacy sami ludzie jak my i tak samo mają prawo do szczęścia. Nie. Do niczego nas nie chce przekonać.

Każdy ma tajemnicę

Po prostu opowiada historię dwóch najpierw znajomych, później przyjaciół, później zakochanych. Historię uczucia, które w USA w latach 60′ nie miało prawa zaistnieć. Wspomnienia Ennisa z dzieciństwa o brutalnym morderstwie, którego był świadkiem są przestrogą dla gejów. Dwóch mężczyzn skazano na potępienie i w konsekwencji na śmierć tylko za to, że ze sobą mieszkali. Amerykańskie społeczeństwo lat 60′ i 70′ nie tolerowało homoseksualistów. Całe szczęście, dziś jest inaczej – można by rzec z ulgą. Dziś nikt nikogo by nie zamordował za bycie gejem.

Jesteśmy bardziej tolerancyjni i dwaj kowboje dziś mogliby żyć długo i szczęśliwie bez okłamywania najbliższych i uciekania przed swoją prawdziwą naturą. Czy aby na pewno? Czy wiara w to, że kiedyś było źle, a dziś żyjemy w niemal najszczęśliwszym ze światów nie jest aby złudzeniem? „Brokeback” zmusza nas do takiej refleksji, jak również do zastanowienia się, czy rzeczywiście presja społeczeństwa jest tak silna, że trzeba ukrywać swoje marzenia, jeśli nie są one powszechnie akceptowane? Patrzymy na Ennisa i Jacka i widzimy w nich własne odbicie. Chcemy kochać i być kochanymi. Chcemy być szczęśliwi. I akceptowani. Pragniemy zrozumienia.

Każdy z nas ma swoją tajemnicę ukrytą gdzieś na zboczach własnej Brokeback Mountain. Ennis i Jack ukrywają swoje uczucie. Wiedzą, że nie jest złe, ani godne potępienia. Mimo to walczą z nim ze wszystkich sił, bo w ich kulturze jest czymś odmiennym, czyli gorszym. Czy gdyby poszli za głosem serca, złamali konwenanse i rozpoczęli wspólne życie, byliby szczęśliwi? Czy społeczne wykluczenie i napiętnowanie nie zniszczyłoby ich nawet bardziej niż życie wbrew pragnieniom? Czy wielu jest takich, którzy nie przeżywają podobnych rozterek? Nie chodzi o miłość homoseksualną, ale o skrywane tego jednego pragnienia, marzenia, z którego rezygnujemy, bo zdrowy rozsądek i otoczenie podpowiadają, że to niedorzeczne i nieakceptowalne?

Tragiczny happy end

Dzieło Anga Lee kończy się tragicznie. Jack umiera, a Ennis zostaje sam, aby dopiero wtedy uświadomić sobie, że największym szczęściem w jego życiu była chwila, w której spoglądając beznamiętnie spod swojego kowbojskiego kapelusza ujrzał po raz pierwszy Jacka. Czy jednak zakończenie tej love story jest rzeczywiście tragiczne? Nie może takie być. I wystarczy podać tu jeden powód. Bohaterowie znaleźli jedną rzecz, która ratuje ich przed nieszczęściem, choć nie zdają sobie z tego nawet sprawy – uczucie. Czyste, wielkie, piękne. Trudne. Nie polegające ani na samym seksie, ani na samym patrzeniu sobie w oczy i szeptaniu czułych słów. Nie polegające nawet na byciu ze sobą. A jednak ta zakazana miłość ich ocaliła. Brzmi to nieco górnolotnie? Pewnie tak. Ale jest bardzo proste, a o najprostszych rzeczach najtrudniej jest mówić. Tak jak Ennisowi i Jackowi trudno było mówić o ich wzajemnym uczuciu.

Bo tak naprawdę w życiu najważniejsza jest miłość. Warta jest wszystkiego. Cierpimy przez nią, ale i przeżywamy chwile, których zazdroszczą nam ci, którzy nigdy nie kochali. I zupełnie nie ma znaczenia, czy kochamy osobę odmiennej, czy tej samej, co my płci. Oglądając ze ściśniętym gardłem ostatnie sceny filmu nikt z nas nie pomyśli nawet, że ten cierpiący mężczyzna tulący do siebie zakrwawioną koszulę – jedyną pamiątkę, która mu została po najbliższym mu człowieku, stracił właśnie drugiego mężczyznę. On po prostu stracił ukochaną osobę. Przez krótki moment widzimy tylko tę stratę i cierpimy razem z bohaterem. I to jest chyba największa tajemnica Brokeback Mountain.

brokeback_mountain_kadr_z_filmu
brokeback_mountain_kadr_z_filmu

Komentarze Dodaj komentarz (2)

  1. artek 19/08/2010 12:35

    CytujSkomentuj

    Uwielbiam ten film! To jedna z najbardziej romantycznych historii, jakie widziałem w życiu! I jestem hetero, żeby nie było. Namówiła mnie na film moja dziewczyna i naprawdę nie żaluję, bo dużo zrozumialem dzieki niemu

  2. Olga 19/08/2010 20:31

    CytujSkomentuj

    ej, bez przesady, ja wszystko rozumiem, ale dlaczego geje są wszędzie? wolę patrzeć na kobietę i mężczyznę niż dwóch facetów, zwłaszcza przytsojnych i wiedzieć, że żadnego nie będę mogła mieć! to jakieś przekleństwo naszych czasów, że najfajniesi faceci to geje…

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.