1. FILM
Mam wielką nadzieję, że Akademii nie przyjdzie do głowy nagrodzić „Bohemian”, bo byłaby to ogromna porażka (mówi to osoba obsesyjnie zakochana w muzyce Queen i we Freddiem).
Obawiam się, że nagrodę może dostać „Roma”, bo Oscary, jak wiadomo są polityczne i ostatnio też dość poprawne, a ten film, nie dość, że został zrobiony przez meksykańskiego reżysera, to jeszcze jest tak nudny z panią nauczycielką – naturszczykiem w roli głównej (a rola ta polega głównie na staniu albo niezwykle ślamazarnym przemieszczaniu się z miejsca na miejsce oraz wypowiedzeniu kilku dosłownie zdań w mało przekonujący sposób) – proszę o wybaczenie wszystkich koneserów „wielkiego” kina za to bluźnierstwo – że pewnie ¾ członków Akademii go nawet nie obejrzało, a zagłosuje na niego, bo taki trend (jak kilka lat temu na nieszczęsnego „Twelve Years a Slave”, który dobrym filmem również nie jest i którego również prawie nikt z członków Akademii nie widział).
Gdyby jednak tak się nie stało (za co trzymam kciuki), to moim osobistym, ukochanym już „zaspokajaczem potrzeb wzruszeń masowej widowni” jest oczywiście „Greek Book”. Taki koncert w duecie, jaki dają tutaj Mahershala Ali i cudowny Viggo Mortensen, to w kinie ogromna rzadkość. W tym filmie wszystko jest dobre! No po prostu jest. I w dodatku, w każdej minucie, na ekranie dzieje się dobro. Podane w pysznym sosie z humoru, wzruszeń (i co z tego, że podstawowych i przyziemnych, ja takie wzruszenia w kinie kupuję) i czasami dość przewidywalnych i oczywistych sytuacji, które jednak sprawiają, że po wyjściu z kina jest Ci zwyczajnie przyjemnie w życiu
Za „Faworytę” też się jakoś specjalnie na Akademię nie obrażę, ani za „Narodziny gwiazdy”, chociaż dla mnie „Greek Book” nie ma konkurencji, koniec i kropka.
„BlacKkKlansman” raczej nie ma szans, chociaż ten – swoją drogą bardzo dobry – obraz Spike’a Lee w kategorii „scenariusz adaptowany” powinien zostać zauważony. Choć tu z kolei statuetkę dostanie najpewniej Bradley Cooper za uroczy swój debiut „Narodziny Gwiazdy”. A może i nie?
2. AKTORKA – PIERWSZY i DRUGI PLAN
Serce mówi Glen Close! Świetna „Żona”, niby taka minimalna, a jednak zostaje w pamięci w poszczególnych scenach na bardzo długo. Rozum mówi Oliva Colman, bo rzeczywiście trochę rozwala system w „Faworycie” i w sumie wcale nie gorzej wypada Melissa McCarthy, która na szczęście (i na dobre mam nadzieję) skończyła z głupkowatymi komediami i w końcu zaczęła GRAĆ! Lady Gaga? Raczej nie ma szans, chociaż „Shallow” jako piosenka jest chyba najbardziej pewnym pewniakiem z możliwych, więc nowa królowa popu na pewno z pustymi rękami z Dolby Theatre nie wyjdzie
Tutaj raczej nikomu nie przyjdzie do głowy nagrodzić pani nauczycielki z „Romy” i – miejmy nadzieję – całe szczęście (ponownie znawców kina ambitnego proszę o wybaczenie ).
Za drugi plan – myślę, że kandydatki są trzy: Amy Adams za „Vice” (swoją drogą film ten ma jeden z najnudniejszych i najmniej zachęcających trailerów, jakie widziałam, a sam jest fantastycznie poprowadzony, no i zagrany – choć może nie w całości oscarowo) i dwie „faworyty” – Rachel Weisz i Emma Stone. W związku z tym, że uważam, iż Emma całe życie zawodowe gra jedną rolę, nagrodę dałabym Rachel. Ale nie obrażę się za nagrodzenie którejkolwiek z tych trzech dam.
3. AKTOR – PIERWSZY i DRUGI PLAN
No cóż. Serce mówi Viggo Mortensen, rozum mówi, że akcja może pójść w stronę Christiana Bale’a (do Willema Dafoe pozostaje mi jedynie bezgraniczna miłość, bo na nagrodę nie ma raczej szans, choć Vincent z niego bardzo szalony), byle Akademia nie powiedziała, że Rami Malek. Chociaż jest on najjaśniejszą stroną „Bohemian” i chłopak naprawdę się stara (momentami za bardzo) i ja wierzę, że on by zagrał, ba, może nawet i rewelacyjnie. Gdyby dano mu cokolwiek do zagrania, poza wizualizacjami haseł z Wikipedii zaprezentowanych w tak ugładzony sposób, że aż zęby bolą od oglądania…
Drugi plan nie jest taki oczywisty, bo poza Samem Elliottem z „Narodzin gwiazdy” nie ma wśród nominowanych słabej roli. Najpierw zakochałam się w tym, co wyprawia Mahershala Ali, a później zobaczyłam „Czarne Bractwo” i Adam Driver przyprawił mnie o lekki opad szczęki, później zaś widziałam, jak szaleje w swojej kreacji Richard E. Grant w „Can You Ever Forgive Me” i też chwilami oszałamiał totalnie, a na koniec obejrzałam „Vice” i – cóż mogę powiedzieć – Sam Rockwell jako George W. Bush rocks! I to jak! W tej kategorii z każdym wyborem będę jednocześnie zadowolona i rozczarowana, że to nie ten drugi lub trzeci dostał statuetkę Bardzo przyjemna opcja.
4. REŻYSER
Obawiam się, że tutaj typ jest jeden: Alfonso Cuarón za „Romę”, bo przecież musimy dać prztyczka w nos Trumpowi. Heh, z polityką się nie wygra No, ewentualnie może być Grek opowiadający o brytyjskim dworze królewskim w sfeminizowany sposób. Ja bym bardzo chciała, żeby na scenę wybiegł Spike Lee, bo zrobił „BlacKkKlansman” po mistrzowsku, choć pewnie się to nie stanie.
Za Pawła Pawlikowskiego trzymam kciuki jedynie symbolicznie i patriotycznie, natomiast Oscara nie dostanie, bo „Zimna Wojna” to film mierny po pierwsze, a po drugie – rola czarno-białego nieanglojęzycznego przydługawego dzieła z wlokącą się jak żółw akcją i totalnym brakiem charyzmy u głównych bohaterów jest już w tym roku obsadzona przez „Romę”
Chociaż za zdjęcia Łukaszowi Żalowi dałabym nagrodę bez namysłu, bo te są rewelacyjne, porywające i obłędne! No ale same zdjęcia nie zrobią filmu, zwłaszcza, jeśli reżyser bierze na plan tak utalentowany duet jak Kulig – Kot i robi tak, że między tą dwójką nie ma grama chemii, magii, no, niczego tam niestety, poza zdjęciami, Proszę Państwa, nie ma… No Szyc Borys jest jak drugi plan. Jedyny wyrazisty i dobry. I to by było na tyle.
Trzymanie kciuków z mojej strony – jedynie symboliczne i patriotyczne, poza Łukaszem rzecz jasna.
5. FILM NIEANGLOJĘZYCZNY
„Roma”. Nie, żebym pragnęła jakoś bardzo. Ale w tej kategorii na pewno tak się stanie.
A jak Wasze typy?
Wszystko okaże się już w niedzielę w nocy.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.