Oskar_New
Fot. Katarzyna Widmańska
Redakcja
09/12/2013

Okiem Oskara: Grypa syf

To był porządny śląski dom. Z tradycyjnym podziałem ról i władzy. Władza w tej rodzinie miała charakter wybitnie totalitarny, czyli funkcja ustawodawcza, wykonawcza i sądownicza skupiona była w jednych rękach: rękach babci Maryli

Świat babci Maryli zbudowany był jasno i przejrzyście: człowiek się rodzi; od małego dużo je, by mieć… i tu następował płciowy podział argumentacyjny: jedz synek, co byś mioł czym na grubie robić vel jedz dziołcha co byś miała siły dzieci rodzić. Potem przychodzi czas szkoły, do której należy się zawsze wyrychtować. W okolicach dojrzałości zaś należy mieć na oku pannicę lub kawalera, a w odpowiednim momencie założyć podstawową komórkę społeczną, zwaną rodziną. Wszystko było z góry ustalone i bezlitośnie egzekwowane przez babcię: sobota – dzień sprzątania, niedziela – msza święta. Te elementy rzeczywistości były oczywiste i niedyskutowalne. Tak jak mycie okien raz na dwa tygodnie.

Stąd odkrycie Melby, że ani gotowanie, ani obowiązki małżeńskie, ani spowiedź przed Najświętszą Panienką, nie są jej światem, spowodowało głównie jeden typ obaw: co na to rodzina, a szczególnie jej siwa już trochę ale jednak jej głowa. Niewyobrażalne dla Melby było odwiedzenie babci w święta i wyznanie, że Benia, a nie Benio, jest miłością jej życia. Szczytem odwagi była decyzja, by po dwóch seksualnie i życiowo niezwykle aktywnych latach z Benią, oznajmić to własnym rodzicom. Kiedy więc po raz kolejny mama, zapewne delegowana przez babcię, życzyła Melbie na świątecznym opłatku kawalera, co by jej gromadkę bąków uczynić miał, ta nie wytrzymała. W drugim dniu świąt, gdy goście już porozjeżdżali się do domów, poprosiła rodziców na rozmowę, w której – jak na śląskiej spowiedzi – wyznała rzeczowo wszelkie swoje prawdy. Mama z ojcem utulili Melbę, oznajmili, że kochają ją i jej orientacja – słowo, które mama ćwiczyła od jakiegoś czasu przed lustrem, spodziewając się tej rozmowy – nic nie zmienia i że chętnie poznają Benię bliżej. Było sielsko anielsko do momentu, gdy do świadomości maminej nie dotarł sygnał zagrożenia: babcia.

-      Kochanie, wiesz, że Benia zawsze będzie u nas ciepło witana. Ale czy koniecznie musimy mówić o wszystkim babci?

-      no coś ty mamo, w babcinym świecie to grzech ciężki, po co ją tym obciążać.

Uradziły więc, że babcia nic nie będzie wiedzieć. Ot, Melba mieszka z koleżanką, bo tak oszczędniej jest, póki kawalera nie ma. A Benia to koleżanka z pracy, z którą Melba dla przyzwoitości chadza do kina czy na prywatki. Plan wydawał się doskonały. I wydawał się doskonale działać. Babci zdarzało się przekazać pozdrowienia dla koleżanki z pracy, oczywiście zaraz po pytaniu o kawalera. Mama z Melbą uśmiechały się do siebie wymownie, perorując, że dzisiejsze chłopaki nie mogą się równać z tymi, co po wojnie dorastały. Życie wróciło na dawne tory.

Tymczasem listopadowa plucha osłabiła system odpornościowy Melby: łamanie w kościach, ból gardła i rozsadzający ból głowy był jasną wskazówką, by wtulić się w mamine ramiona, pozwolić nakarmić rosołem i herbatą z miodem. Melba resztkami sił dotarła do rodzinnych włości.

-      mamo ratuj, bo Benia mnie jakimś syfem zaraziła – orzekła już na progu.

-      Boże dziecko, to i ciebie ten wirus grypy dopadł.

Na co z kuchni odezwała się babcia: – to syfem czy grypą? Bo to jednak jest spora różnica.

Źródło:  Oskar Bachoń

Oskar_New
Oskar_New
tagi:

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.