Oskar_Bachon_wrzesień2014
Fot. Sylwia Makris, Christian Martin Weiss Photography
Redakcja
25/09/2014

Okiem Oskara: Kredens starszej pani

O starszej pani krążyły legendy. Że nikt, nawet własny mąż, jej nigdy nie widział bez makijażu. Że jak kiedyś przyszło jej zjeść posiłek na papierowym talerzu bez srebrnych sztućców, to dwa dni nic nie jadła. Że jak rodziła Klementynę, to nawet kropli potu na twarzy nie było widać. Słowem – dama. Zawsze w futrze, biżuterii, ze starannie wymalowanymi paznokciami. Pięknie jadła, pięknie mówiła, pięknie siadała

Jak oni mnie z ojcem zrobili, to do dziś zrozumieć nie mogę. – Klementyna mimo dostojnego imienia bardziej przypominała hipisa niż własną matkę – ona i jęki w sypialni? To mi się w głowie nie mieści. Ojcu chyba też się nie mieściło, bo kochanek całą armię zawsze miał na boku. Matkę najbardziej bolało nie to, że ją zdradzał, bo to jej nawet na rękę było, ale to, że sypiał z niewykształconymi wiejskimi dziewkami. Zygmuncie – mawiała – czyż znowu weekend poza rodziną spędzisz w naszym pałacyku? Żebyś ty chłopskich nawyków na Klementynę nie przelał. Ojciec uśmiechał się milcząco.  Klementyna uwielbiała – oczywiście jak matka była poza zasięgiem – brać udział w konkursach na najdłuższy bek po piwie czy najszybsze wypicie Coli z butelki.

W zeszły piątek zadzwoniła do nas z zaproszeniem na imprezę. – Matka pojechała na jakiś festiwal muzyki sakralnej więc chata wolna. Wpadnijcie o 20 – rzuciła przez telefon. Przyjechaliśmy na czas. Mieszkanie było imponujące. Obrazy, dywany, filiżanki. No właśnie filiżanki. Zachciało mi się kawy i …. wtedy Klementyna odkryła, że matka wzięła ze sobą klucz do pięknego przedwojennego kredensu.

-       Może gdzieś go zostawiła? – pocieszałem Klementynę.

-       Matka nigdy niczego nie zostawia przypadkiem – syknęła. – Wszystko u niej ma swoje miejsce. Ja też, stąd tyle lat się po terapiach bujam, żeby sobie z tym poradzić.

-       Nie wiem, czy wypada – odezwała się z końca stołu Martyna. – Ale ja umiem takie kredense otwierać.

-       Jak to umiesz? – ryknęliśmy chóralnie.

-       Bo u mnie babcia chowa przed dziadkiem wódkę w komodzie i zamyka na klucz. A, że ja kocham dziadziusia, to od najmłodszych lat mu tę komodę agrafką otwieram – i wyciągnęła agrafkę. Po czym gadając z nami sprytnie ukazała piękną porcelanę bez szybnej zasłony.

-       Tylko delikatnie się z nią obchodźcie – jęknęła Klementyna. – Zresztą sama ją wyjmę.

Byliśmy przejęcie podniosłością chwili, gdy zamiast filiżanki Klementyna wyciągnęła duże metalowe pudełko, też zamknięte.

-       Martyna, jest zlecenie – zażartowałem. Zabrało jej to kilka sekund.

W pudełko starannie ułożone były listy pisane piórem oczywiście. Klema zaczęła czytać po cichu a jej oczy stawały się coraz większe i większe. Popatrzyła na nas. Zamilkliśmy a ona zaczęła czytać: „Lidio moja ukochana. Ostatnia noc będzie w mej pamięci do końca mych dni, gdy prawie nie zasnąwszy całowałaś me piersi bez opamiętania. Czymże jest rozkosz nie wie nikt, kto nie miał twych ust na swym łonie. Już nie mogę doczekać się kolejnego Festiwalu Muzyki Sakralnej, gdy wpadniemy sobie w ramiona i oddamy się namiętności, o jakieś świat nie słyszał.”

Oskar_Bachon_wrzesień2014
Oskar_Bachon_wrzesień2014
tagi:

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.