dorotamaldoror_ikona1b
Dorota Zielińska zachęca młodych projektantów, aby dbali o swój PR. Bez tego nikt ich nie zauważy
Monika Mista
01/08/2011

Dorota Zielińska – projektantka i promotorka

Po wielu latach przymuszania się do czegoś, czego nie lubiła, świadomie podjęła decyzję, że chce projektować. Aktualnie robi to czego sama chce, a nie to czego oczekują od niej inni. Ubiera Karolinę Piechotę, Lidię Kopanię, Adę Fijał, Marietę Żukowską. Wkrótce do zacnego grona dołączy także Czesław Mozil. Dzięki niej powstał „Dresscode” – agencja, która promuje młodych i utalentowanych artystów

EksMagazyn: Czy Polska to dobry kraj dla projektantów? Wielu z nich narzeka, wyjeżdża. A pani?

Dorota Zielińska: Uwielbiam swój kraj i nie mówię o nacjonalizmie, ale o tym, że lubię tworzyć właśnie tutaj. W Paryżu nic nowego się nie dzieje, bo rynek tam jest nasycony, a w Polsce dopiero raczkuje. Fascynujące jest to, że można w tym aktywnie uczestniczyć. Nie potrzebuję robić niczego dla i na zachód, żeby chwalić się tym tutaj. Ludzie zwykle żyją albo wspomnieniami z przeszłości, albo tym, co nastąpi za jakiś czas, zapominając, że to teraźniejszość jest fundamentem jednego i drugiego.

Nie zmienia to faktu, że rynek dla młodych projektantów jest bardzo trudny i to z różnych względów: po pierwsze – bo artyści to często introwertycy, po drugie – bo nie istnieją profesjonalne agencje i agenci, którzy podjęliby się udzielenia im wsparcia, a jeśli nawet tacy są, to ich żądania finansowe daleko przekraczają budżet początkującego artysty, a po trzecie – bo polski rynek modowy jest zachowawczy i bardzo silnie zwrócony w kierunku zachodu.

Ma pani jakieś zastrzeżenia do mody w Polsce?

Moda, w szerokim rozumieniu tego słowa, jest w Polsce tematem kontrowersyjnym. Zbyt duże zaangażowanie w modę kojarzone jest z płytkością i zaniedbaniem w sferze intelektualnej. Polacy boją się mody, nie umieją się nią bawić, traktują ją zbyt serio, bez koniecznego dystansu. Musi upłynąć trochę czasu, aby polska ulica otworzyła się na nowe. Potrzebujemy więcej imprez modowych, pokazów otwartych, tzw. street fashion i ludzi, którzy potrafiliby nie tylko zorganizować taki show, ale jeszcze zrobić to w poczuciu estetyki. Potrzebujemy więcej magazynów o modzie, które będą wyznaczały trendy, a nie tylko kopiowały. W dodatku świat mody jest bardzo hermetyczny.

Kto ubiera się u Doroty Zielińskiej?

Moi klienci to esteci, ludzie otwarci na nowe, samoświadomi i tacy, których światopogląd nie zaczyna się i nie kończy na wieczornych wiadomościach. Z osób bardziej lub mniej znanych stylizowałam m.in. Karolinę Piechotę, Lidię Kopanię, Adę Fijał, Mariettę Żukowską. Wkrótce do zacnego grona dołączy także Czesław Mozil.

Od lewej: Marietta Żukowska, od prawej: Marcin Rogacewicz


A u kogo ubiera się Dorota Zielińska?

Ja sama wybieram ubrania polskich projektantów: uwielbiam Maldorora, kocham Oluhi, t-shirty Ewy Zwolińskiej, elegancję Piotra Drzała i dzianiny Violi Wołczyńskiej.

Od lewej: Dorota Zielińska i Maldoror


Dlaczego akurat ta profesja?

Zostałam wychowana w przekonaniu, ze sztuka i artyzm to hobby, a nie zawód. W moim domu nikt nigdy nie traktował poważnie ani mojego wymyślania nowych ubrań, ani szycia, ani przerabiania i to nawet wtedy, gdy na koloniach rozdałam prawie całą walizkę sukienek, które uszyłam sobie specjalnie na ten wyjazd(śmiech). Poszłam więc na studia, które wydawały mi się dobrym kompromisem. Rozpoczęłam pracę w korporacji, a w wolnym czasie kontynuowałam swoją pasję. Tak było do momentu, kiedy uświadomiłam sobie, że czas ucieka a ja marnuję go na zachowawcze, populistyczne i całkowicie nie moje życie. Odeszłam z firmy, spakowałam się i na prawie rok przeniosłam do Sopotu. Tyle czasu potrzebowałam, żeby uświadomić sobie, kim jestem i czego JA chcę od życia, a nie czego oczekują ode mnie inni. Wróciłam do Warszawy, zaczęłam projektować, spotykać fajnych ludzi, którzy bardzo mi pomogli. Teraz postanowiłam, że ja trochę pomogę innym i tak powstał „dresscode”.

Inspiracje?

Inspirują mnie sny. Moje i innych ludzi.

Co to znaczy? W snach widzi pani dokładnie te rzeczy, które potem pani projektuje, szyje?

Nie widzę dokładnie całego kształtu tego, co chcę zaprojektować, ale śnią mi się kolory, zestawienia barw, faktury niekoniecznie tkanin, etc…

Ulubione marki? Projektanci?

Vivienne Westwood jest moją mentorką, nie inspiruje mnie ona sama, ale estetyka jej życia. Poza tym jednym tchem: John Galliano, Alexander Mcqueen, Martin Margiela, Rick Owens.

Czy pani projekty są zgodne z trendami, czy to własna inicjatywa?

Rynek w Polsce jest bardzo zachowawczy i przez następną dekadę niewiele się zmieni. Dlatego ze względów ekonomicznych, trzeba tworzyć ready-to-wear, czyli kolekcje gotowe do założenia, a nie wyłącznie haute couture.

Czym jest „Dresscode”, którego założycielką pani jest?

Od momentu powrotu z Sopotu spotykałam różnych ludzi zajmujących się projektowaniem. Zaskoczyło mnie, jak wiele jest w Polsce utalentowanych osób, o których z jakiegoś magicznego powodu nikt nie wie. Media upatrzyły sobie określone nazwiska i bez opamiętania je promują. Tymczasem młode talenty na miarę zachodnich wielkich kreatorów biedują w pokoikach, dorabiając jak się da. Krakowska OLUHI to talent światowy, śmiem twierdzić, że większy niż Rei Kawakubo z Comme des garçons. Czy ktoś z Was o niej słyszał? Nie. A OLUHI zamiast tworzyć, uczy angielskiego, bo… nikt o niej nic nie wie, a ona sama nie potrafi o to zadbać.

Jak poznałam Maldorora, spał, projektował i szył w wynajętym pokoju o pow. 14m2. Prasa rozpisuje się o talencie Yohji Yamamoto, fashionistki marzą o ubraniach Martina Margieli, a w Polsce jest taki Maldoror, którego projekty plasują się pomiędzy jednym, a drugim. Takich nazwisk jest sporo. Trzeba tylko umieć im pomóc i pokazać ich światu.

Jakie zainteresowanie wzbudza „Dresscode”?

Po programie w Dzień Dobry TVN dostałam setki maili z portfolio młodych projektantów. Byłam zaskoczona ich jakością. Niestety negatywnie. Z setek zgłoszeń wybrałam tylko 2 osoby, które mi się spodobały. Niektórzy byli oburzeni. Mój argument? Bardzo częsty zarzut w kierunku młodych twórców to nieprofesjonalizm zdjęć, niedociągnięcia stylizacyjne na sesjach. Przez to bardzo tracą, nawet jeśli ich projekty są oryginalne.


EksMagazyn pyta spontanicznie:

Jest pani ekstrawertyczką, czy introwertyczką? Introwertyczką.

Nie znoszę…? Braku tolerancji.

Boję się…? Ciemności.

Cenię w ludziach…? Ambicję.

Lubię w mężczyznach…? Poczucie humoru.

Denerwuje mnie w ludziach…? Ignorancja.

Czuję się najpiękniejsza na świecie…? Gdy mój mąż patrzy na mnie w określony sposób.

Prawdziwy mężczyzna…? Nigdy się nie poddaje.

Prawdziwa kobieta…? Nigdy nie zapomina, że jest kobietą.

Seks jest dla mnie…? Przejściem na drugą stronę lustra.

Imponują mi ludzie…? Zdolni.

Szczęście to…? Robić w życiu to, co się lubi.

Zawsze mogę liczyć na…? Moją siostrę.

Największy sukces…? Jeszcze przede mną.

Porażka, wpadka…? Jest ich zbyt wiele, żeby wymieniać.

Wzruszam się…? Gdy widzę coś pięknego.

Zawsze chciałam…? Tworzyć.

W trudnych sytuacjach…? Zamykam się w sobie i szukam odpowiedzi wewnątrz siebie.

W  życiu kieruję się…? Intuicją.

Gdy chcę odpocząć…? Zostaję w łóżku, robię kawę i czytam ulubioną książkę.

Gdy mam depresyjny humor…? Rozmawiam z siostrą.

W najskrytszych marzeniach chciałabym…? Zbudować korporację PR-ową dla twórców, zwłaszcza projektantów mody.

Jak wyobraża sobie Pani starość? W domu na odludziu i siebie z siwymi rozwianymi włosami, długą spódnicą, pod którą chowałabym krwiście czerwoną halkę.

Dorota Zielińska to…? Zagadka, nawet dla samej siebie.

Rozmawiała: Monika Miśta

dorotamaldoror_ikona1b
dorotamaldoror_ikona1b

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.