IMG_4215_cz_b_DONE
Julia Nieznalska
19/08/2016

Dawid Koczy: Zamiast marzeń, mam plany!

Wizjoner, artysta, projektant luksusowej bielizny i twórca marki vonCoda znanej na całym świecie. Dawid Koczy jest przykładem człowieka, który mimo przeciwności losu i trudnych sytuacji życiowych, postawił wszystko na jedną kartę, aby marzenia stały się rzeczywistością.

EksMagazyn: Dziś jest pan światowej sławy projektantem męskiej bielizny, wcześniej jednak pracował pan w wielu branżach, począwszy od różnych korporacji, agencji reklamowej, mediów, itp. Skąd taka zmiana? Jak wyglądała pana droga do sukcesu?
Dawid Koczy:
Parę lat temu miałem zawał serca. Wszystko nagle zastygło, moje życie stanęło pod znakiem zapytania. Mogłem spojrzeć na siebie z dystansu, jaki nadaje choroba. Takie sytuacje sprawiają, że do człowieka dociera, że nie wie, ile ma czasu. Postanowiłem, że postawię wszystko na jedną kartę. Po raz pierwszy wyłącznie na siebie. Zawsze pracowałem dla innych ludzi, dla elity, która odpowiadała za promocję i marketing największych korporacji w Polsce i na świecie. Poczułem, że już tego nie chcę. Takie samo pytanie mogłaby pani zadać obecnie Robertowi Kozyrze, który jest idealnym przykładem współczesnego „człowieka renesansu”.

Jak narodził się pomysł na stworzenie unikalnej bielizny?
Bielizna pojawiła się w sposób naturalny. Nigdy nie udało mi się znaleźć takiej, która byłaby jednocześnie interesująca estetycznie, oryginalna i wykonana z tkaniny świetnej jakości. Postanowiłem ją od początku wykreować. Wyruszyłem w podróż. W Indiach, Izraelu, we Włoszech i Francji szukałem materiałów o ciekawych wzorach i fakturach. Przywoziłem próbki do szwalni w Wieliczce, żeby je przetestować. Dzięki wizjonerstwu i doświadczeniu pani Edyty i Patryka Kulka – udało mi się przenieść swoje pomysły z kartki na rzeczywistość. Tam powstawały prototypy modeli, które dziś tworzą pierwszą kolekcję. Wiele materiałów nie sprawdziło się. Po uszyciu z nich bielizny, okazywało się, że nie są trwałe lub, że efekt jest inny niż się spodziewałem. W przerwach między podróżami siedziałem w domu, który od dawna stał pusty, czekając na mnie. Zaszywałem się w nim unikając kontaktu z kimkolwiek. Słuchałem muzyki, czytałem, oglądałem albumy i szkicowałem wzory bielizny w wannie. To była moja lektyka i łóżko jednoczenie. Platforma do przenoszenia się w inną rzeczywistość. To było chyba najtrudniejsze, bo nigdy wcześniej nie zajmowałem się rysunkiem.

W czym tkwi cały sekret? Co wyróżnia bieliznę vonCoda od pozostałych?
Kocham sztukę i to w niej szukałem pomysłów. Myśląc o bieliźnie słuchałem Björk, Dead Can Dance, Cocteau Twins. Myślałem o mężczyźnie, który jest bohaterem na miarę mitycznego herosa. Osobie, która bez względu na to czy podejmuje dobre czy złe decyzje, bierze na siebie wszystkie ich konsekwencje. Projektując, myślałem o ciele mężczyzny, które niezależnie od wieku czy formy, nie jest uprzedmiotowione przez wzrok i które nie służy tylko przyjemności. To ciało, które jest nośnikiem patosu i heroizmu. Zrobiłem coś oryginalnego, niepowtarzalnego, unikałem inspirowania się tym, co proponują inni projektanci. Nie chciałem niczego kalkować. Zależało mi na tym, żeby stworzyć nową definicję bielizny. Opalizujące cekiny, ręcznie naszywane kamienie i ćwieki, a przede wszystkim tkaniny najwyższej jakości – to jedne z atrybutów, które sprawiają, że nie można zarzucić jej braku oryginalności.

Pana projekty stały się niezwykle popularne i pozytywnie przyjęte. Czy ciężko było osiągnąć taki sukces?
Tak, szczególnie w świetle rozpadu mojego związku, w którym zostałem postawiony pod ścianą. Bardzo to przeżyłem. Wiem już również, że „sława to kara, która wygląda jak nagroda”. Jasną stroną jest fakt, że premiera pierwszej kolekcji męskiej bielizny vonCoda „Dirty Hero”, inspirowanej mitologicznymi Herosami, która była zaplanowała na 1 grudnia (1,5 roku temu) – jeszcze przed nią zdążyła wywołać zainteresowanie wśród zagranicznych portali. Media, opisały ją jako „luksusową”, a nawet „spektakularną”. Pierwsze, indywidualne zamówienia powędrowały m.in.: do Teksasu, Australii czy Hongkonkgu. Ceniony hip-hopowy DJ, Marcos Brito (QBoy) – performer, prezenter telewizyjny, który występuje na scenach największych festiwali na całym świecie – wystąpił w bieliźnie vonCoda w swoim ostatnim teledysku. Niedawno w mojej bieliźnie zaprezentował się również m.in. Rafał Maślak, którego zdjęcia opublikował prestiżowy hiszpański „Rocket Magazine”. Projekty tej polskiej marki ukazały się także w amerykańskim czasopiśmie „Buzz Cut Magazine”. Bielizna vonCoda dociera w różne zakątki Świata. Można ją kupić poprzez sklepy internetowe nie tylko w Polsce, ale również w Irlandii czy w Australii.

Co okazało się być największym wyzwaniem?
Pozyskanie odpowiedniego zespołu. Na całokształt sukcesu marki składa się współpraca ze specjalistami wielu dziedzin. Począwszy od znalezienia „twarzy kampanii” – po fotografa i stylistę, który musi oddać wizję i charakter sesji promującej markę. Bartłomiej Chabałowski (fotograf) wraz z Marcinem Kulakiem (stylistą) zrekonstruowali moje wyobrażenie kolekcji „Dirty Hero”. Alicja Woźnikowska – Woźniak (Dinksy) przelała obrazy w katalog i tak dotarliśmy na wszystkie kontynenty jako polski produkt. Za synergię wszystkich działań odpowiada moja prawa ręka Iza Orłowska. To Ona musi znosić moje frustracje i napady szału… Wtedy tak bardzo chciałbym być uwieczniony przez Pana Podkowinskiego. Joanna Wirth dba o moją kondycję fizyczną i psychiczną każdego dnia.

Jakie jest pana największe marzenie? Nad czym pan pracuje?
Ja nie mam marzeń. Ja mam tylko plany, które konsekwentnie realizuję. Z perspektywy czasu, zawodowych i życiowych doświadczeń, dochodzę do wniosku, że marzenia to dobra rzecz, a nawet bardzo dobra. Tylko nie wiedzieć czemu mamy wobec nich postawę roszczeniową. Rozdźwięk pomiędzy rzeczywistością, a celami, jakie sobie wyznaczamy niejednokrotnie bierze się z niewiedzy, braku świadomości. Często wyobrażamy sobie, że nasza kariera czy droga życiowa rozegra się według filmowego scenariusza. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że prócz tego jednego „filmowego scenariusza” są setki zwykłych, szarych scenariuszy, zupełnie niefilmowych. Kontakt z mediami uświadomił mi, że to, co widzimy w kolorowej prasie, na szklanym ekranie, na stronach internetowych, to jedynie odprysk rzeczywistości lub jej barwny, atrakcyjny, kuszący fragment. Chcę rozpocząć współpracę z prezesem fundacji „Wygrajmy zdrowie”– Panem Szymonem Chrostowskim oraz moim „starszym bratem” Darkiem Krawczykiem z firmy „Ledapol”. Marzę, żeby marka vonCoda wspierała walkę z rakiem prostaty i była czymś więcej niż tylko kawałkiem szmaty okrywającej męskie genitalia.

Chcę osadzić widzów w świecie obozu koncentracyjnego i postawić ich w takich samych, skrajnych i bestialskich okolicznościach, w jakich są postawieni ludzie chorujący na raka. Zdaję sobie doskonale sprawę, jakie dla większości społeczeństwa może wzbudzać to emocje i godzę się na to z pełną odpowiedzialnością. Podobnych środków przekazu użył Andres Serrano tworząc na przykład swoje dzieło „Chrystus w moczu”. To jest przekaz dla dojrzałego, świadomego i wykształconego odbiorcy. Tutaj nie ma miejsca na „tani” skandal. Chcę rozpocząć współpracę z prezesem fundacji „Wygrajmy zdrowie”– Szymonem Chrostowskim oraz moim „starszym bratem” Darkiem Krawczykiem z firmy „Ledapol”. Bo to odpowiednie miejsce dla partnerów, których cenię.

Rozmawiała: Agnieszka Słodyczka

IMG_4215_cz_b_DONE
IMG_4215_cz_b_DONE

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.