Anna Chodacka: Czy uważasz się za perfekcjonistę?
Tomasz Bagiński: Nie. Perfekcja jest nieosiągalna, dlatego trzeba znać umiar. Trzeba wiedzieć, kiedy powiedzieć sobie „stop”. Szczególnie w animacji. Dlatego, że w animacji można poprawić wszystko. Z jednej strony jest to jej fajna cecha, z drugiej przekleństwo. Trochę jak w grafice komputerowej. Można poprawiać w nieskończoność. Człowiek zostaje z pięcioma wersjami, z których każda jest dobra. I to jest jakaś straszna pułapka.
Czy Tomek Bagiński wie kiedy powiedzieć sobie dość?
To przyszło z czasem, ale z drugiej strony dość wcześnie. Właśnie taką piękną lekcją była dla mnie „Katedra”. Robiłem ją w sumie 15 miesięcy, ale w ciągu kilku lat. To był projekt, który był dla mnie bardzo mocno osobisty. Był też trudny w sensie psychicznym, ponieważ robiłem go sam. I właśnie „Katedra” wyjaśniła mi, że robienie filmu zbyt perfekcyjnie jest pakowaniem się w kłopoty.
Dlaczego?
Ja „Katedrę” poprawiałem w nieskończoność. Robiłem coraz to nowe wersje, coraz to nowe ujęcia. Miałem żelazny deadline, który sobie narzuciłem, tak, żeby zdążyć z wysłaniem filmu na festiwal. I tak nie udało mi się dopiąć wszystkiego do końca, tak, jak chciałem. Miałem potem strasznego kaca moralnego, twórczego. Miałem wrażenie, że mi się nie udało, że to, co zrobiłem, wygląda ohydnie, że jest słabe. Nie mogłem patrzeć na „Katedrę”! Byłem przekonany, że to może być dużo lepsze.
Cały tekst wywiadu do przeczytania w numerze marcowo/kwietniowym EksMagazynu, w wersji elektronicznej pod tym linkiem.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.