peszekikona
JJ
15/11/2011

Nie muszę być na Pudelku

Błażej Peszek. W młodości był nieśmiałym, wątłym chłopcem, dziś ćwiczy kickboxing, a na deskach teatrów grywa bogów, herosów i bohaterów. Ostatnio, wspólnie z Janem Peszkiem zmierzył się z legendą sztuk walki. W brawurowym, prześmiewczym i świetnie przyjętym przez widzów spektaklu „Wejście smoka. Trailer” Jan Peszek zagrał słynnego Bruce’a Lee, a Błażej – jego syna Brandona

EksMagazyn: Mężczyźni, którzy wychodzili z przedstawienia „Wejście smoka. Trailer” mówili, że dawno tak się nie bawili w teatrze. Mężczyźni potrafią śmiać się z samych siebie? Na scenie nie oszczędzacie facetów…
Błażej Peszek:
Mężczyźni w świecie zdominowanym przez kobiety mogą się czuć niepewnie, bronić swojej jakości i koniec końców tracić poczucie humoru. Na zajęciach ze studentami powiedziałem ostatnio, że poczucie humoru na jakikolwiek temat, a zwłaszcza na swój, jest objawem inteligencji.

Autoironia nie odejmuje powagi?

Wręcz przeciwnie. Autoironia jest niezbędna. Moim zdaniem to zaleta. Jeśli człowiek potrafi śmiać się z swoich słabości, to tak naprawdę przestają być kompleksami. A przecież każdy je ma, łącznie ze mną.

Powie pan o nich głośno?

Muszę cofnąć się w lata młodzieńcze. Z pewnego poczucia niemocy wynikło moje zainteresowanie sztukami walki. Ćwiczę kickboxing, dbam o swój wygląd. Doprowadziło mnie do tego marzenie, ale też na pewno kompleks.

Jakie marzenie?
Jest wiele historii w filmach typu „Karate kid 84”, w których młody, wątłej budowy chłopiec, jest tłamszony w szkole przez starszych, silniejszych i marzy o tym, by pewnego dnia się odgryźć. Zdobyć popularność wśród dziewczyn, stać się kimś. W moim przypadku dokładnie tak to funkcjonowało. Byłem nieśmiały, urodziłem się jako wcześniak. Na początku, jeszcze w podstawówce, mówiłem cieniutkim głosem i ciężko było mi się przebić na szkolnym korytarzu. I wtedy pojawił się film, nomen omen, „Wejście smoka”, który pokazał, że nawet drobnej postury człowiek, ktoś taki jak Bruce Lee, może być kimś. Gdzieś pokątnie, w domu, zacząłem ćwiczyć. Ojciec nakrył mnie z wiadrami wody zawieszonymi na kiju i kupił pierwsze hantle. Zawsze marzyłem, by ćwiczyć sztuki walki i poczuć się mężczyzną.

Chciał pan być silny?

Tak, to dość banalny powód, ale tak było. Poczucie bezpieczeństwa było dodatkowym elementem. Nie mam natury ulicznego fightera, ale odkąd ćwiczę, czuję się inaczej chodząc nocą po parku. Nie prowokuję żadnych sytuacji, bo to jest głupie. Nie po to ćwiczę, żeby się bić i coś sobie tym udowadniać. Główną motywacją było również to, że moi koledzy aktorzy są nierozruszani. Ciągną za sobą te dupy na scenie, ociężałe, spowolnione, przesiąknięci są bufetem i niczym więcej. Wydaje mi się, że sprawność fizyczna pociąga za sobą sprawność mentalną, pewne pobudzenie. Człowiek, kiedy jest aktywny, od razu czuje się lepiej. Wysiłek fizyczny wyzwala endorfiny, pobudza do działania, a nasz zawód tego wymaga.

Cały wywiad z Błażejem znajdziecie w urodzinowym numerze EksMagazynu. Do kupienia w Empikach i tutaj.

peszekikona
peszekikona

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.