weekendikona
JJ
30/12/2015

Radek Liszewski: Nie zatańczę na stole

Weekend zespołu ”Weekend” zaczyna się w poniedziałek. To dzień dla rodziny i choćby nie wiadomo, co się działo, muzyków nie ma wtedy dla świata

EksMagazyn: Nie masz dosyć śpiewania w kółko jednej i tej samej piosenki? Zbigniew Wodecki powiedział, że po latach śpiewania hitu o pszczółce Mai, nie może jej słuchać …
Radek Liszewski, lider zespołu „Weekend”:
I tu pada magiczne stwierdzenie „po latach”. „Ona tańczy dla mnie” zaczęła podbijać rynek dopiero od wakacji. Musiała być w repertuarze imprezy jak amen w pacierzu. Oczywiście nie w naszym wykonaniu, mam na myśli relacje DJ-ów, którzy dzwonili do mnie z całej Polski: „Stary, co ty zrobiłeś? Nie ma miejsca w Polsce, gdzie przynajmniej raz w ciągu wieczoru nie leci twoja piosenka”.

Potwierdzam. Ostatnio w kultowym, krakowskim klubie „Feniks” (jeden z najsłynniejszych dancingów za czasów PRL – przyp. red.) słyszałam podczas jednego wieczoru „Ona tańczy dla mnie” siedem razy…

Cóż. Na dobrą sprawę moglibyśmy zacząć się nudzić tą piosenką, ale tak się nie dzieje. Wodecki mówił przez pryzmat lat, a w naszym przypadku ogromna popularność tego kawałka trwa od kilku miesięcy. Kiedy pierwsze nutki uderzają w pianino, na sali słychać wielki huk. I się zaczyna… Jest w tym wszystkim niesamowita energia.

Sympatyczny chłopak z sąsiedztwa. Takie robisz pierwsze wrażenie…
Fajnie widzieć świat w fajnych kolorach (śmiech). Przecież i tak, na co dzień, mamy dookoła siebie tyle szarości, że lepiej dorobić sobie jeszcze kilka odcieni. Każdy ma swoje problemy, ale niekoniecznie trzeba je wywlekać na zewnątrz. Lepiej dzielić się czymś pozytywnym.

Jesteś optymistą?
Tak, jestem bardzo pogodną osobą. Nie jest to jakaś otoczka wymyślona na potrzeby PR. Nie, ja po prostu takim człowiekiem – wesołym i pogodnym – jestem. Ludzie, którzy dobrze mnie znają, wiedzą, że uśmiech na twarzy ciągle mi towarzyszy.

A jak sobie radzisz z problemami? Kiedy pojawia się jakiś smuteczek…
Wiadomo, jak już jest, to jest… Gdzieś tam w sercu gniecie. Trzeba się z tym zmierzyć.

Ostatnio chyba jednak nie masz większych powodów do zmartwień?
Nie mam czasu o nich myśleć (śmiech). Moim problemem jest notoryczny brak czasu. Obok ogromnych pozytywów, które mnie ostatnio spotkały, jest też tęsknota za rodziną, z którą spędzam niewiele czasu.

Nie dziwię się. Macie mordercze tempo. Ostatnio w Krakowie, po południu graliście na Rynku Głównym, wieczorem w klubie studenckim, a przed północą tego samego dnia w Nowym Sączu. Jak długo jesteście w trasie?
Od września. Ogólnie to, co się ostatnio dzieje, można określić jednym słowem: wariactwo (śmiech). Zawsze staramy się wracać na jeden dzień w tygodniu w rodzinne strony. To nasza sztywna zasada: wtorek jest nasz! Choćby świat się walił.

Wypada średnio trzy koncerty dziennie?
Nie jest to jakaś stała średnia. Ostatnio jest zapotrzebowanie na nasze występy, jestem pewien, że Tomek (menager zespołu – przyp. red.) wykręciłby i osiem koncertów, ale tego nie zrobi. Trzy występy to jest max. Potem człowiek robi się wykończony. Jesteśmy przecież tylko ludźmi, musimy ładować akumulatorki i złapać oddech. Nie sztuka wyjść na scenę i odbębnić swoje, ale jak taki koncert by wyglądał? Uśmiech będzie sztuczny, a w głowie tylko jedna myśl: „jak najszybciej do łóżka”.

Fragment materiału pochodzi z najnowszego wydania EksMagazynu. Cały artykuł znajdziecie w 15. numerze EksMagazynu.

weekendikona
weekendikona

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.