ryszardrembiszewski_ikona_21
Redakcja
22/04/2016

Ryszard Rembiszewski: Los mi sprzyja!

Jego niepowtarzalny głos znany jest milionom Polaków. To jednak tylko jeden z licznych jego talentów! Zawsze pozytywnie nastawiony do świata, z dużym bagażem doświadczeń, umie odpowiednio wyciągać wnioski i dzieli się nimi z innymi… O pomaganiu, miłości, marzeniach i tym, co jest najważniejsze – rozmawiamy z Ryszardem Rembiszewskim.

Myśląc o panu, od razu słyszę w głowie pana aksamitny i niezwykle ciepły głos. Jest to bardzo rzadki dar! Jak się później okazało głos stanowił duży atut w pana karierze i tak jest do dzisiaj…
Ryszard Rembiszewski
: Zgadza się. Swoją artystyczną drogę rozpocząłem od radia. Praca z mikrofonem, w studiu radiowym, daje poczucie bliskiej intymności ze słuchaczem. W radiu operujemy tylko swoim głosem, a on jest przecież naszym instrumentem… Trzeba umiejętnie się nim posługiwać. Przyznam, że kiedy jeszcze w liceum wziąłem udział w jakiejś audycji radiowej i potem usłyszałem swój głos na antenie, to po prostu nie wierzyłem, że to mój głos – nie podobał mi się… Dopiero na zajęciach w szkole teatralnej zrozumiałem, jak się tym instrumentem posługiwać w sposób prawidłowy. Dziś wiele osób powtarza mi, że timbre mojego głosu i sposób mówienia, to mój znak rozpoznawczy.

Jak od czasów szkoły teatralnej potoczyła się pańska kariera?
Z radia trafiłem do telewizji, gdzie najpierw pracowałem właśnie głosem – byłem lektorem, a potem także prezenterem wielu programów m.in. „Telewizyjnego Koncertu Życzeń”, Magazynu Muzycznego „Rezonans”, „Pogodnej prognozy kultury”, występowałem w programie „Świat się kręci” oraz byłem gościem teleturniejów „Start” i „Wygraj z Lotto”. Przede wszystkim jestem jednak przez cały czas kojarzony z losowaniem gier liczbowych, czyli „Studiem Lotto”. Prowadzenie tego programu prawie przez ćwierć wieku przyniosło mi popularność i sympatię widzów, sympatię, której doświadczam w dalszym ciągu na każdym kroku. I chociaż już od kilku lat nie prowadzę losowań, to jednak chyba już do końca moich dni zostanę „Panem Lotto” – ikoną gier liczbowych w naszym kraju…  

Jak wspomina pan tamten okres?
Myślę, że uznanie i sympatię widzów przyniosła mi moja wiarygodność w tym programie. Uważam, że wiarygodność to jedna z najważniejszych, a nawet najważniejsza cecha dobrego prezentera. W tym programie budowałem emocje i starałem się, aby główną rolę odgrywały piłeczki z numerami. W przeciwieństwie do innych prowadzących nie starałem się być w tym programie gwiazdą. Umiar i wiarygodność – to podobało się widzom. Cieszy mnie fakt, że moja praca w tym programie przyniosła radość z wygranej wielu osobom. Totalizator Sportowy – to był wspaniały czas i wspaniali ludzie wokół… Swoją pracę tam i to wszystko, co mnie tam spotkało – z wyjątkiem mojego odejścia i ówczesnego prezesa – wspominam bardzo miło.

Radio i telewizja to jednak nie wszystko, bo również często występował pan na scenie w innych rolach…
Tak, oprócz radia i telewizji pracowałem i nadal pracuję – z czego bardzo się cieszę – na estradzie. Prowadziłem wiele festiwali, jak np. Festiwal im. Jana Kiepury w Krynicy, a także wybory Miss Polski, Miss Polonia, Miss Polonia International w Wiedniu oraz gale dla takich firm, jak np. Bosch, Opel, czy też Rotary Club i Lions Club oraz wiele koncertów charytatywnych. Wystąpiłem też w kilku reklamach, filmach oraz przedstawieniach teatralnych. Praca na estradzie to żywy kontakt z publicznością. Bardzo to lubię, gdyż wymaga to od prezentera refleksu i umiejętności reagowania na różne sytuacje, które mogą się zdarzyć. Obserwując kolegów ze szkoły teatralnej, widzę, że tylko nielicznym udało się zaistnieć w zawodzie i zdobyć sławę. Ja sławy nie zdobyłem, jedynie popularność, jako „Pan Lotto”. Stałem się osobą rozpoznawalną… Od kilku lat nie występuję już w tym programie, ale nadal jestem z nim kojarzony. Spotykam się z wieloma dowodami sympatii, a swoje ambicje zawodowe realizuję teraz prowadząc wiele imprez i koncertów.

Jest pan również znany ze swojej szerokiej działalności charytatywnej. Angażował się pan w wiele akcji. Dlaczego ten element jest dla pana tak istotny?
Zawsze dużo czasu poświęcam działalności charytatywnej. Zostało to dostrzeżone, bo otrzymałem nominację w kategorii „wolontariusz” w plebiscycie „Gwiazdy Dobroczynności” organizowanym przez „Newsweek” i Akademię Rozwoju Filantropii. Angażuję się w liczne akcje charytatywne, takie jak koncerty organizowane przez Związek Artystów Scen Polskich, czy też przeróżne fundacje… Jestem ambasadorem Fundacji „Kawałek nieba”, działam czynnie w Fundacji IKA im. Iki Szpakowskiej, Fundacji Artystów Weteranów Scen Polskich. Uczestniczyłem w wielu akcjach, jak np. „Zerwijmy łańcuchy”, „Podziel się posiłkiem”, „Piękne (Nie)Doskonałe… Od najmłodszych lat zawsze pracowałem społecznie. Jeśli tylko widzę, że mogę w czymś pomóc i że moja osoba będzie w czymś przydatna, to nigdy nie odmawiam. Niestety, żyjemy w takich czasach, że nie zawsze możemy liczyć na pomoc państwa i dlatego ta pomoc, pomoc fundacji, czy też konkretnych osób, jest tak bardzo potrzebna i cenna. Wierzę, że dane dobro do nas powraca. Jeśli możemy się z kimś czymś podzielić, to dlaczego tego nie zrobić? Uśmiech chorego dziecka jest bezcenny. Mam jednak zasadę, że wolę pomagać komuś, kto umie to przyjąć i z tego skorzysta, niż komuś, kto tę pomoc zniszczy. Uważam, że kto raz daje, odbiera podwójnie. Nie oczekuję za dobre uczynki rewanżu czy słów wdzięczności. Nagrodą jest dla mnie świadomość, że mogę być komuś potrzebny.

Jak wpłynęły na pana lata różnych doświadczeń?
Kilka razy zawiodłem się na kilku osobach, ale zawsze była to dla mnie jakaś nauczka i kolejny dowód na to, że w stosunku do innych ludzi nie można być za bardzo otwartym. Myślę, że, mimo wszystko, trzeba być optymistą, żeby nie przyciągać do siebie negatywnych zdarzeń. Moja córka zawsze powtarza „Tata, myśl pozytywnie, bo jak myślisz negatywnie, to przyciągasz tylko te złe moce”. Na mój dobry wygląd i samopoczucie pracuje wewnętrzny optymizm i pozytywny stosunek do życia. W życiu kieruję się zasadą, aby zawsze starać się patrzeć jasno i iść do przodu. Trzeba pozamykać stare rozdziały. Pomimo wszystko, nie tracę wiary w ludzi. Uważam, że trzeba po prostu wierzyć, że kiedyś wszystkie nasze dobre uczynki trafią do nas z powrotem, w taki czy inny sposób. W moim przypadku wielokrotnie się to sprawdziło, bo od najmłodszych lat jestem nauczony, żeby jednak wierzyć ludziom i im pomagać. Dlatego, jeśli nawet ktoś mi zrobi krzywdę, staram się zrozumieć, z czego wynikało jego postępowanie i jakoś je usprawiedliwić, choć nie zawsze jest to możliwe, bo przecież wyrozumiałość to przede wszystkim delikatne podejście do słabości drugiej osoby i chęć zrozumienia nawet całkiem bezsensownych zachowań.

Miał pan burzliwe życie uczuciowe. Czy wszystkie zdobyte doświadczenia pozwoliły panu wyciągnąć pewną naukę/wnioski?
Przekonałem się, że najtrudniejsze w byciu razem jest pogodzenie się z tym, że druga osoba nigdy nie będzie w stu procentach taka, jak byśmy tego chcieli. Trzeba zaakceptować ją ze wszystkimi wadami. Po tylu latach wiem, że należy zrezygnować z doskonałości. Nikt nie jest doskonały. Doskonałość nie istnieje. Co więcej, nikt doskonałości nie lubi. Jeśli to zrozumiemy, życie stanie się przyjemniejsze i mniej stresujące. Trzeba pokochać siebie, zaakceptować własne niedociągnięcia. Pogodzić się z tym, że nikt nie jest idealny – ja też. Moje wady są równie ważne, jak zalety, bo dopiero pełen zestaw tych cech decyduje o tym, kim jesteśmy. Byłem w trzech poważnych związkach. Na pewno szczególnie ważną kobietą jest moja pierwsza żona, z którą mam syna i córkę. Syn uczynił mnie dziadkiem dwojga uroczych wnucząt. Kobiety dzielę na te, które kochają i takie, które się kochać pozwalają. Bywało, że trafiałem na te drugie. Obecnie jestem na etapie wyciszenia. Zawsze szedłem za głosem serca, ale teraz, mając pewien bagaż doświadczeń życiowych, nabrałem dystansu do pewnych spraw. Podsumowuję przeszłość, wyciągam wnioski. Polubiłem swoją samotność. Wiem, że nie zawsze ukochanej osobie trzeba od razu dawać przysłowiową gwiazdkę z nieba, nie trzeba być za bardzo rozrzutnym… Miłość to temat tak strasznie oklepany i banalny, ale przez cały czas zawsze budzi jednak wiele emocji i skojarzeń. Każdy z nas  nieustannie poszukuje miłości. Niestety, często prawdziwe emocje zastępujemy materialnymi substytutami. Dla każdego miłość ma inny kształt, inny charakter.

Czy istnieje zatem idealna recepta na udany związek?
W dobrym związku powinna być uczciwość, poczucie humoru i tolerancja, a także przyjaźń i wzajemny szacunek. Fascynacja, zauroczenie – to tylko początek. Szacunek i przyjaźń pozostają. Powodzenie związku zależy też od tego, na ile jesteśmy w stanie zaakceptować drugą osobę, taką, jaką ona jest. Ważne jest też, aby się wzajemnie wspierać i pomagać sobie w ciężkich chwilach. Łatwo powiedzieć: to twoja wina. Trudniej podjąć wspólną walkę i razem rozwiązywać problemy.

To bardzo dobra rada. Relacje międzyludzkie potrafią być zawiłe…
Ale są bardzo ważne. W swoim bujnym życiu spotkałem osoby, z którymi wprawdzie nie spotykam się codziennie, ale raz, dwa razy do roku. Wiem jednak, że w każdej chwili rzuciłyby wszystko i przyjechały, gdybym je o to poprosił. Muszę przyznać, że w świecie showbiznesu o takie prawdziwe przyjaźnie jest naprawdę trudno. Mam duży krąg znajomych, o wiele młodszych od siebie i nie wiem z czego to wynika, ale dobrze się z nimi czuję, a oni ze mną. Słuchają moich rad, a ja żartuję, że jestem ich mentorem. Oczywiście, znam też ludzi w moim wieku (śmiech). Mimo to nie mógłbym nie zgodzić się również z powiedzeniem, że i wśród tłumu człowiek jest samotny.

Co jest dla pana najważniejsze?
Po tylu latach i wielu doświadczeniach wiem, że największą wygraną w życiu nie jest kariera, miłość, czy pieniądze, ale po prostu zdrowie. Wtedy można osiągnąć wszystko. Lubię wierzyć, że los mi sprzyja. Oczywiście, moje życie nie jest samym pasmem sukcesów, niemniej zdarzyło się w nim wiele dobrego. Jeśli coś mi nie wyszło, to uważam, że wszystkiego przecież mieć się nie da.

Z jakimi określeniami na swój temat spotykał się pan najczęściej?
Pamiętam tytuły swoich pierwszych wywiadów na początku mojej pracy w radiu i telewizji – „Mężczyzna o aksamitnym głosie”, „Ostatni dżentelmen Rzeczypospolitej”. Coś w tym było i chyba nadal jest, bo timbre mojego głosu jest charakterystyczny i rozpoznawalny, a co do dżentelmena to nie ja mogę się wypowiadać o tym, ale to bardzo miłe, że inni tak uważają…

Jakich porad udzieliłby pan wszystkim młodym ludziom, którzy chcą rozpocząć karierę w showbiznesie?
Żal mi tych młodych, którzy dostają dyplom magistra sztuki aktorskiej, a potem są bezrobotni. Mamy bardzo wiele szkół teatralnych i przeróżnych kursów aktorskich… Każdy z tych młodych ludzi chce zrobić karierę i grać. A jak to się kończy? Udaje się tylko nielicznym… To bardzo trudny i wymagający zawód. Często amator zagra w jakimś serialu po prostu siebie, ale czy to oznacza, że jest już aktorem? On za takiego się uważa. Czy będzie jednak umiał stanąć na scenie w teatrze i zbudować rolę, mówić bez mikrofonu, tak aby go było słychać i co ważne aby widz zrozumiał, co on mówi? Dochodzimy tu do kwestii kultury słowa… Niestety, z tym jest teraz coraz gorzej. Mówimy szybko, niewyraźnie i nie po polsku… Coraz mniej jest wśród nas mistrzów słowa. Jeśli ktoś zamierza wybrać ten rodzaj kariery, to musi wziąć to pod uwagę.

O czym pan marzy?
Jonasz Kofta pisał „Żeby coś się zdarzyło, żeby mogło się zdarzyć, trzeba marzyć”. Chciałbym jeszcze przez wiele lat być aktywnym zawodowo. Poprowadzić jakiś program w radiu, telewizji i zagrać w serialu lub filmie, pracować na estradzie.

Gdyby mógł pan się cofnąć w czasie i porozmawiać z 20-letnią wersją siebie, to co by pan powiedział? Czy chciałby pan coś zmienić, postąpić inaczej?
Gdyby to była moja 18-letnia wersja, czyli matura – to może tak… Ale, patrząc wstecz na moje życie, które jest bardzo kolorowe i pełne zaskakujących zdarzeń, nie chciałbym nic zmieniać. Spotykałem na swojej drodze bardzo ciekawych ludzi i wiele się nauczyłem. Oczywiście, jak to zwykle bywa, piąłem się do góry, musiałem nieraz schodzić w dół, ale zawsze pamiętałem o tym, że schodząc, będę spotykał na swojej drodze tych samych, których spotykałem idąc do góry  – to bardzo ważne… Dla mnie w życiu liczy się szacunek dla drugiej osoby, życzliwość, tolerancja, no i oczywiście pozytywne nastawienie do życia!

Rozmawiała: Agnieszka Słodyczka

ryszardrembiszewski_ikona_21
ryszardrembiszewski_ikona_21

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.