Meksyk
Redakcja
03/04/2018

Na walizkach: Jukatan – Być zagadką, być kobietą!

Nie poznasz mnie nigdy. Nie dowiesz się o mnie wszystkiego. Będę kusić i uwodzić. Kiedy będziesz już blisko znowu czymś Cię zaskoczę. Taki właśnie jest Jukatan!

Półwysep pełen tajemnic, piękny i uwodzicielski, jak każda kobieta! Jak każda z nas! Planując podróż nie mogłam zapanować nad zmysłami. Jedno jest pewne – wrócę tam, ponieważ czuję niedosyt. Wspominam, tęsknie i pragnę więcej…

Uwiodę Cię swoją tajemnicą..
Jukatan jest jednym z najpopularniejszych zakątków w Meksyku. Nie tylko Cancun stanowi przedmiot zainteresowania. Większość odwiedzających pragnie choć trochę poznać kulturę wspaniałej cywilizacji Majów. Był to bowiem lud o bogatej kulturze i wiedzy na temat świata. Ruiny budowli, stanowiące pozostałość po ich społeczności, wzbudzają podziw ludzi na całym świecie. Niestety, pomimo wszystkich swoich zalet, Majowie nie przetrwali próby czasu. Jaką spuściznę po sobie pozostawili i co doprowadziło do upadku tej wspaniałej cywilizacji? Na to i wiele innych pytań postanowiłam sobie odpowiedzieć podczas tej podróży.
Do dziś ślady starożytnej cywilizacji Majów możemy odnaleźć w Gwatemali, Belize, południowo – wschodniej części Meksyku oraz w zachodnim Hondurasie i Salwadorze. Obszar zasiedlony przez Majów obejmował ponad 324.000 km kw. i był zamieszkiwany przez ludność posługującą się ponad dwudziestoma językami z grupy Majów. Początki tej tajemniczej społeczności sięgają czasów przed naszą erą. Za datę powstania cywilizacji Majów uznaje się lata 400 p.n.e. – 250 n.e. To właśnie w tym okresie, na terenach Mezoameryki – dzisiejszy Meksyk, pojawiły się elementy typowe dla tej kultury. Za koniec cywilizacji uznaje się lata 800-900 n.e.
Tak naprawdę do dziś nieznana jest dokładna przyczyna upadku Majów. Najbardziej prawdopodobna, jedna z wielu hipotez, mówi, że powodem upadku była katastrofa ekologiczna. Nadmierna eksploatacja zasobów naturalnych oraz liczne susze wyludniły wielkie miasta. Nie oznacza to jednak, że wszyscy zginęli. Majowie, którzy przetrwali, ulegli wpływom innych kultur i jak to zwykle bywa, gdy jedna cywilizacja upada, na jej miejsce przychodzi kolejna.
Jedno jest pewne, cywilizacja majów pozostawiła po sobie wielką spuściznę. Majowie byli wspaniałymi budowniczymi. Na półwyspie odnaleziono liczne pozostałości ich kultury. Również w dziedzinie sztuki nie mieli sobie równych. Liczne ozdoby ze stiuku, malowidła ścienne, rzeźby i płaskorzeźby z kamienia, drewna i kości, polichromowana ceramika oraz wyroby złotnicze potwierdzają ich wielkość. To właśnie Majowie rozwinęli pismo hieroglificzne i dwudziestkowy system liczbowy. Ich wielcy kapłani prowadzili obserwacje astronomiczne i posługiwali się precyzyjnymi systemami rachuby czasu. W konsekwencji – jednym z największych osiągnięć cywilizacji Majów – jest kalendarz. Jest on potwierdzeniem ogromnej wiedzy astronomicznej, jaką posiadali. To oni bardzo precyzyjne określili czas, jaki potrzebuje Ziemia by obiec Słońce. Najbardziej zastanawiający jest fakt, iż obliczenia Majów były bardziej precyzyjne, niż te dokonane przez średniowiecznych astronomów. W dalszym ciągu wszystkich zastanawia, jak to możliwe, przecież Majowie nie posiadali teleskopów!
Pomimo ogromnej wiedzy na temat ich kultury, Świat Majów ciągle kryje wiele tajemnic. Kto jak kto, ale ja na pewno odkryję wszystkie! Jak to? Zagadka wydaje się być nierozwiązywalna? Istnieje wiele teorii na temat upadku tej cywilizacji. Któraś z nich musi być prawdziwa!? Czas podjąć wyzwanie. Już ja zawstydzę wielkie umysłu moimi odkryciami. Najpierw jednak skorzystam z uroków wspaniałego Jukatanu. Być kobietą, być kobietą – podróżować, marzyć, władać..

Tulum, podasz mi słońce na dłoni..
Nie sądziłam, że się uda. Kto o zdrowych zmysłach wstaje o 6 rano podczas urlopu. Tylko wariat lub romantyk chcący obejrzeć wschód słońca. Pozostawię bez odpowiedzi powyższe pytanie. Jedno jest pewne, po omacku zbieram się w stronę wyjścia. Determinacja i zapał pojawiają się trochę później. Świeże powietrze pobudza mnie do działania. Wstęp na teren ruin kosztuje niewiele.
Tulum, w dawnych czasach znane jako Zama, oznacza Miejsce Wschodzącego Słońca bądź Świt. Magiczne miasto zbudowane na skraju 12 metrowego klifu, z którego roztacza się spektakularny widok na brzegi morza Karaibskiego. Bez dwóch zdań, jedno z najpiękniej położonych miast Majów. To właśnie w Tulum, majańska elita spędzała czas. Miasto, które w momencie przybycia konkwistadorów wciąż kwitło i zachwycało swą potęgą.
Zaczyna się świt. Mamy jeszcze kilka minut do wschodu słońca. Zaczynamy biec. Docieramy na skraj klifu. Za nami ruiny głównej świątyni, wokół nas palmy i skalisty brzeg. 7:11 – zaczyna się spektakl. Słońce wynurza się zza fal. Mam wrażenie, że śnię. Czegoś takiego jeszcze nigdy nie widziałam. Kompletna cisza, wokół żywej duszy, tylko my. Ogarnia mnie uczucie błogiego spokoju. Pozytywna energia wypełnia serce. Miasto Majów skąpane w promieniach porannego słońca wygląda niesamowicie. Po spektakularnym wschodzie słońca, czas zwiedzić ruiny. Nie mogę uwierzyć, iż nikt nie wpadł na pomysł, by przyjść tutaj tak wcześnie. Z późniejszej relacji spotkanych turystów dowiaduję się, że w ciągu dnia ruiny oblegane są przez dzikie tłumy. Niesamowite, ile szczęścia mieliśmy tego poranka.

Dotkniemy nieba?
Po niesamowitym poranku mój apetyt rośnie. W pierwszej kolejności zaspokajam go soczystym mango. Tropikalne owoce zawsze były moją słabością. Nie umiem sobie ich odmówić. Czas ruszać w dalszą drogę. Po 45 minutach jazdy samochodem docieramy do Coba, jednego z najbardziej tajemniczych miast Majów. Pradawne miasto, pośrodku bujnej dżungli, wciąż skrywa wiele tajemnic. To właśnie tu znajduje się najwyższa budowla Majów, 42-metrowa piramida Nohoch Mul. O dziwo dociera tutaj o wiele mniej turystów niż do odrestaurowanej Chichen Itza czy położonego nad turkusowym morzem Tulumu.
Według współczesnych badaczy, Coba w czasach świetności Majów była największym ich miastem. Powstała wcześniej niż Chichen Itza, a najlepszy jej okres przypadał na lata 600 n.e. do 900 n.e. Zajmowała wtedy powierzchnię 50 km kw., na której żyło około 40 tysięcy osób. Największą zagadką dla archeologów jest podobieństwo Coby do odległego o kilkaset kilometrów Tikalu znajdującego się w Gwatemali, a nie do położonych na Jukatanie innych miast Majów.
WODA! Pamiętaj o wodzie… Moja nowa mantra nie pozwala mi o sobie zapomnieć. Chcąc zobaczyć większość z dostępnych budowli czeka nas kilkukilometrowy spacer po dżungli. Istnieje możliwość wypożyczenia roweru, ale ja zdecydowanie wolę spacer. Kupuję więc kilka butelek i ruszamy przed siebie! Nie mogę uwierzyć, w samym środku dżungli, odnajdujemy pozostałości starożytnej cywilizacji. Coba – typowe miasto – ośrodek ceremonialny, polityczny i targowy dla otaczających go rolniczych osad.
Po kilku minutach trafiamy do pierwszego kompleksu zwanego Templo de las Iglesias – Świątynia Kościołów. Okazała piramida – świątynia ze stromymi schodami, labirynty komnat, boisko do gry w pelotę. To właśnie tu skupiało się życie religijne Majów.
Wszędzie pełno pozostałości po pradawnej cywilizacji. W dżungli roi się od kamiennych szlaków. Zbaczamy z tego najbardziej obleganego, by dotrzeć w zaciszne miejsce. Stele i ołtarze zdobiono rzeźbieniami przedstawiającymi daty, opowieści oraz kunsztownie wykonane figury ludzi i bogów. Mała świątynia ukryta w gęstwinach przyciąga jak magnes. Nie mogę oderwać oczu od jej schodów. Ponieważ wokół panuje cisza, szum drzew i słońce spektakularnie pobudzają zmysły. Oczyma wyobraźni cofam się o kilkaset lat do czasów, kiedy to miejsce tętniło życiem. Co mogło być przyczyną tak nagłej i tajemniczej zagłady? Niestety drzewa, kamienie i wszystko wokół milczą jak zaklęte. Tajemnica pozostanie tu na zawsze.
Cieszę się, że mamy dużo czasu na spacer. Pośpiech i tempo innych turystów zupełnie nas nie dotyczy. Powoli docieramy tam, gdzie pędzi cały tłum. Moim oczom ukazuje się niesamowity widok. Sięgająca nieba, najwyższa na Jukatanie Nohoch Mul – Wielka Piramida Majów. 42 metry, 120 stopni kusi wszystkich! Ponieważ wspinaczka jest dozwolona, zaczynamy wyścigi. O, jak dobrze, że kondycja dopisuje. Nagrodą za pokonanie stromych stopni jest przepiękny widok, jaki roztacza się ze szczytu Nohach Mul. Gdzie wzrokiem nie sięgnąć – dżungla. Nieliczne wierzchołki innych, znacznie mniejszych świątyń idealnie urozmaicają ten widok. Zostaję tutaj! Wiatr i słońce, spokój i cisza… Nie potrzeba mi więcej.

Zapomnisz o wszystkim, liczyć się będę tylko ja…
Z nieba leje się żar. Mam ochotę natychmiast wskoczyć do wody. No cóż, mówisz i masz. W drodze powrotnej zatrzymujemy się przy Grand Cenote. Idealnym miejscu na ochłodę.
Na półwyspie źródeł słodkiej wody należy szukać w podziemnych jaskiniach wypełnionych krystalicznie przejrzystą wodą. Cenotes to naturalne studnie, wyżłobione w wapiennych skałach, połączone z systemem wód podziemnych.
Ze względu na ograniczone opady i brak rzek, cenotes były dla Majów podstawowym źródłem wody przez cały rok. Duże miasta, takie jak Chichén Itzá budowano więc wokół tych naturalnych studni. Niektóre z nich pełniły również ważną rolę rytualną, związaną z kultem boga deszczu i wody Chaaka. Wierzono, że studnie te prowadzą w zaświaty. Dokonywano również ofiar z ludzi.
Na Jukatanie odkryto ponad 6.000 cenotes! Którą wybrać. Trudna decyzja. Każda kusi swoim pięknem, ochłodą i gwarancją niezapomnianych wrażeń. Do większości z nich łatwo dotrzeć, od ilości znaków boli głowa.
Łączy je wspólna nazwa, ale w rzeczywistości każda cenote różni się od siebie. Niektóre wyglądają jak naturalne baseny z lustrem wody znajdującym się na poziomie gruntu. Inne to głębokie studnie z wodą ukrytą kilkadziesiąt metrów poniżej. Znaczna cześć jest całkowicie otwarta i skąpana w słońcu. Większość, choć nie wszystkie, jest fragmentem rozległego systemu jaskiń, kryjącego się pod powierzchnią Jukatanu. Wybieramy tą największą.
Zejście do cenote jest bardzo efektowne. Drewniany podest i drabina ukryta wśród zarośli rozbudzają moją wyobraźnię. Zakładam maskę do nurkowania, kilka głębszych wdechów i wskakuję do wody. Z każdej strony otaczają mnie piękne formacje skalne. Stalaktyty, stalagmity, kryształy. Czasami w skałach znaleźć można skamieniałości.
Jak zaczarowana płynę za małym żółwiem. Oddalam się coraz bardziej od wejścia do jaskini. Bez profesjonalnego sprzętu dalej nie popłynę. Jeszcze przez chwilę wodzę wzrokiem za małym stworzeniem, który zwinnie odpływa w nieznanym mi kierunku. Moją uwagę przyciąga ławica kolorowych rybek. Czas się zatrzymał, tak zrelaksowana nie byłam już dawno. Dzisiejszej nocy będę spała wyśmienicie.
Na zakończenie pełnego wrażeń dnia decydujemy się na kolację w lokalnej restauracji. Zapowiada się wspaniała uczta. Duży wybór świeżych owoców morza, wesoła obsługa i najlepsza margarita, tylko potwierdzają moje przeczucia.

Będziesz tańczyć, jak Ci zagram..
Docieramy do centrum Cancun późnym popołudniem. Mam wrażenie, że jestem w Las Vegas. Wszystkie hotele, atrakcje turystyczne krzyczą do mnie, zapraszają. Przepych, ogrom budowli. Wszystko po to, by zaspokoić każdą zachciankę. Po zameldowaniu się w hotelu, odświeżeniu, postanawiamy zjeść kolację. Odwieczny problem każdego turysty, gdzie pójść, co wybrać, aby była to najlepsza oferta. Pomocny jak zawsze okazuje się internet. Bazując na opiniach poprzedników, kierujemy się do lokalnego baru. Moja margarita podana jest w największym, jaki kiedykolwiek dane było mi widzieć, kieliszku. Smakuje wybornie. Mój apetyt się wyostrza. Zamawiamy tacos oraz pyszną sałatkę z krewetkami i marynowaną rybą. Jestem w kulinarnym niebie. Noc zapowiada się wyśmienicie. To nic, że pełno tu turystów. Jest głośno! Lokalne knajpy wzajemnie próbują się zagłuszyć. Radosny nastrój udziela się wszystkim. Dzisiaj nawet lokalni sprzedawcy pamiątek nie przeszkadzają mi tak bardzo. Wszystko w koło ma swój urok. Kolację kończę z błogim uczuciem pełnej satysfakcji.
Spacer! Rozglądnijmy się trochę! Znajdźmy miejsce by potańczyć, poszaleć… Jak w Vegas. Kolorowe neony, barwne stroje. Wszystko przyciąga i kusi. Wchodzimy do niepozornie wyglądającego baru. Niepozorny z zewnątrz okazuje się jedną z najlepszych imprez, w jakich dane było mi uczestniczyć. Tequila, salsa, tłum wesołych i uśmiechniętych ludzi. Dajemy się porwać muzyce…

A wszystko to, by stracić dla Ciebie głowę…
Budzę się w raju. Do szczęścia niczego mi nie brakuje. Decyduję się na spacer. Nim dotrę nad wodę, postanawiam zwiedzić archeologiczne ruiny. Miejsce nie robi na mnie większego wrażenia po wizycie w Coba. Nie spodziewam się zastać tu niczego niezwykłego, niemniej jednak ciekawość bierze górę. Szybki spacer po parku, wśród niewielkich ruin nie zajmie mi dłużej niż 20 minut. Jest wcześnie, a słońce już daje się we znaki. Chwila moment, czy ja dobrze widzę? Wielka iguana wygrzewa się na murach dawnej świątyni. Może jednak będzie to ciekawe doświadczenie. Nigdy wcześniej nie stałam oko w oko z taką wielką jaszczurką. Jak się okazuje, jest ich pełno. Gdzie nie spojrzeć, nieruchome iguany. Jestem w szoku. Robię kolejne zdjęcia. Nie spodziewałam się takiej atrakcji. Bardzo się cieszę, iż zdecydowałam się tu przyjść.
Najwyższy czas na biały piasek i turkusową wodę. Plaża ciągnie się w nieskończoność. Jest dostępna dla wszystkich. Kurorty konkurują między sobą ilością dostępnych atrakcji, kolorem parasoli, muzyką i wszystkim, co może kusić wczasowiczów.
Kolor wody hipnotyzuje. Idę jak zaczarowana w jej kierunku. Widok zapiera dech w piersiach. Nie jestem w stanie odwrócić wzroku. Siadam na cudownie białym, pudrowym piasku. Zapominam o całym świecie. Słońce i szum fal przenoszą mnie w inny wymiar… Zagadka, chwila jakąś zagadkę miałam rozwiązać… Majowie, upadek cywilizacji… Myśli uciekają. Tracę głowę, poczucie czasu, rzeczywistości. Witaj w raju moja droga!

Tekst: Justyna Szczurek
Fot. Michael Sobeck

***

Justyna Szczurek - rodowita Krakowianka, włóczykij, który jest ciągle w biegu i planuje kolejne wyprawy.  Nie wyobraża sobie życia bez walizki, dobrej książki, aparatu, pisania i jedzenia. Nieustannie fotografuje otaczający ją świat i  przelewa na papier wszystko to, czego doświadcza podczas podróży. Instynkt podróżnika ponownie zaprowadził ją na inny koniec globu, tym razem do Meksyku, gdzie mieszka i pracuje. Co ją do tego pchnęło – ciekawość, miłość do TACOS i Mariachi czy może praca? Ciągle szuka odpowiedzi.  Jaki jest jej przepis na życie? Szczypta szaleństwa, intuicja, upór godny największego osła, wielki uśmiech i pozytywne myśli – tylko tyle i aż tyle.

Meksyk
Meksyk

Komentarze Dodaj komentarz (2)

  1. Marek 05/04/2018 14:38

    CytujSkomentuj

    Bardzo lubię artykuły pani Justyny Szczurek, widać, że jest podróżniczką z pasją i realizuje swoje marzenia w każdym zakątku świata, który odwiedza. Od razu przyjemnie się czyta!

  2. Magda92 09/04/2018 15:19

    CytujSkomentuj

    Och, Jukatan, Majowie, przyroda, coś pięknego i cudownego. Swoją drogą to zawsze zazdrościłam ludziom, którzy podróżują zawodowo i umieją z tej największej pasji zrobić sobie styl życia ;)

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.