kenia_ikona
Fot. Justyna Szczurek
Kalina Samek
10/11/2013

Na walizkach: Kenia – Mama Africa

Wsiadam do samolotu w Warszawie. Pełna optymizmu. To nic, że podróż będzie trwała ponad osiem godzin. To nic, że trzy tygodnie wcześniej złamałam rękę. Przecież lecę do Keni! Nic nie jest w stanie mnie powstrzymać. Nawet gips, który szczęśliwym trafem zamieniłam na stabilizator dzień przed wylotem

Samolot pełen podekscytowanych turystów ląduje w Mombasa-Moi – międzynarodowym porcie lotniczy położonym 10 km na północny zachód od Mombasy. Mombasa to drugie co do wielkości miasto w Kenii. Położone w południowo-wschodniej części kraju, na wybrzeżu Oceanu Indyjskiego.

Diani Beach

Jest późny wieczór, wita mnie powiew ciepłego powietrza. Marzę o zimnym prysznicu i szklance orzeźwiającej zimnej wody. Nie mogę się doczekać kiedy skosztuje świeżych owoców. Niestety czeka mnie długa kolejka po wizę. Ile można czekać! Tempo pracy strażników granicznych doprowadza mnie do szału. Złamana ręka nie pozwala spokojnie stać i czekać na moją kolej. Na szczęście kilku turystów zauważa moją „kontuzję” i przepuszcza mnie w kolejce. Prawdą jest że wybierając się na wakacje z biurem turystycznym często wyłączamy myślenie. Niestety jak większość turystów decyduję się na wymianę kilkunastu dolarów w kantorze na lotnisku. Jak się później okazuje, po całkiem beznadziejnym kursie. Czy wymarzone wakacje mogą się gorzej rozpocząć? A może to trudny początek pięknej przygody.

Podstawione przez biuro turystyczne autobusy oczekują już na turystów. Oblepiona potem dzielnie czekam na odjazd. Na szczęście wkrótce ruszamy w kierunku Mombasy a kierowca włącza klimatyzację. Pomimo późnej pory miasto tętni życiem! Dojeżdżamy do przystani, kierowca wyłącza silnik. Stoimy w ogromnej kolejce aut oczekujących na prom. Jak się okazuje jedynym możliwym sposobem przedostania się na drugą stronę miasta jest właśnie prom. Dwie ogromne jednostki kursują na przemian przez rzekę. W końcu nasza kolej, kierowca sprawnie omija pieszych i auta. Płyniemy! W okół setki oczu skierowane na autobus z białymi turystami. Po kilkuminutowej przejażdżce dostajemy się na drugą stronę rzeki. Wyjazd z zatłoczonego promu zajmuje nam sporo czasu. Jedziemy w bliżej nieokreślonym kierunku. Przemierzamy nieoświetloną drogą kolejne kilometry. Kierowca po kolei wysadza turystów w coraz to innych hotelach. Nadeszła moja kolej! Mój hotel mieści się tuż przy szerokiej plaży Diani Beach, ok. 35 km na południe od Mombasy. Wysiadam i nie mogę uwierzyć własnym oczom. Jestem oczarowana. Powiew ciepłego powietrza, zapach kwiatów, widok bujnej roślinności. Wszystko to zapiera dech w piersiach. W recepcji czeka na mnie szklanka orzeźwiającego soku. W tamtej chwili jestem w 100 proc. pewna, że nic nie smakuje lepiej od świeżo wyciśniętych pomarańczy! Jestem w raju!

Niedaleko równika

W towarzystwie księżyca i boya hotelowego przemierzam ogród. Wąska alejka prowadzi do mojego pokoju. Szum oceanu jest tak uspakajający że natychmiast po przyjściu zasypiam. Rano nie mogę uwierzyć własnym oczom. Pokój z widokiem na wspaniały ogród i ocean to najlepsza opcja jaka mogła mi się trafić.

Mój niepokój budzą niewielkie chmury na niebie, które nie pozwalają w pełni cieszyć się pogodą. Postanawiam iść na spacer. Po pierwszym spotkaniu z Masajami udaje mi się uciec wszystkim sprzedawcom. Spaceruję, brodząc w krystalicznie czystej wodzie. Jest tak ciepła i lazurowa jak nigdzie dotąd gdzie dotychczas byłam. Gorący, złoty piasek idealnie współgra z nieco chłodniejszą wodą. Palmy oraz inna roślinność przy brzegu to kropka w kropkę widok z turystycznych folderów. Po kilku godzinach pobytu na plaży czuję głód. Czuję również pieczenie skóry. Zapomniałam, że jestem niedaleko równika… Pomimo nielicznych chmur, słońce pokazało mi swoją siłę. Moim towarzyszem będzie teraz kojący balsam po opalaniu.

Najwyższa pora na posiłek. Czy zdecydować się na owoce, lokalne jedzenie a może normalną kanapkę? To moje jedyne zmartwienie. Wygrywają soczyste owoce! Ilość jaka ląduje na moim talerzu pozwoliłaby wykarmić całą armię żołnierzy. Nie mogę się powstrzymać. Ich zapach i smak przyprowadzają mnie o zawrót głowy. W egzotycznym kraju, nic nie smakuje lepiej od dojrzałych w słońcu, świeżo przygotowanych, owoców. I tak leniwie płynie czas. Może jutro wybiorę się na safari, a może pozostanę w ogrodzie pełnym palm i rododendronów. Może zdecyduję jutro…

Mombasa – miasto ze snu

Ten sam niespokojny duch, który od zawsze gna mnie po świecie nie pozwolił mi usiedzieć na miejscu. „Musisz zobaczyć Mombasę, wybrać się na safari” – szeptał od rana. Wybieram się zatem do miasta, które tętni życiem cały czas. Wszędzie spojrzenia ciekawskich dzieci. Ich uśmiechy i wielkie ufne oczy prześladują mnie przez cały dzień. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że Kenijczycy to jeden z najpogodniejszych narodów świata. To wprawia mnie w dobry humor. W mieście pozostaję tylko przez kilka godzin. Przemierzam samochodem starą część miasta. Moim celem jest Fort Jesus. A raczej jego pozostałości. Fort zbudowali w 1593 roku Portugalczycy z rozkazu króla Filipa II. Na przestrzeni wieków wielokrotnie zmieniali się nim władający. Odnajduję spokojne miejsce i cieszę się ładnym widokiem. Nie lubię biegać po miastach z wywieszonym językiem od jednej atrakcji turystycznej do kolejnej. Po prostu spaceruje wszędzie tam gdzie mnie nogi poniosą. Tak poznaje miasto…

Hakuna matata, czyli polowanie na idealne zdjęcie…

Nie można przyjechać do Kenii i nie zobaczyć lwa, słonia, żyrafy… Decyduje się na safari! Niestety ze względu na rękę, pozostaję przy opcji dwudniowego wyjazdu. Wczesnym porankiem wyjeżdżam z hotelu. Kierunek Tsavo Park. Park Narodowy Tsavo to pierwszy park narodowy, który powstał w Kenii. Międzynarodową sławę zyskał dzięki występującym tam ogromnym słoniom, które są pod całkowitą ochroną. Park ustanowiono 1 kwietnia 1948 roku a później podzielono na dwa obszary: Tsavo wschodnie i Tsavo zachodnie. Tworzą one wspólnie największy park narodowy w Kenii i zarazem jeden z największych na świecie, o łącznej powierzchni 22 812 km2. Można go zwiedzać tylko pod okiem zatrudnionego strażnika. Na terenach parków Tsavo toczy ostrą walkę z kłusownictwem, którego ofiarami są najczęściej słonie i czarne nosorożce.

W towarzystwie kilku osób, przemierzam małym vanem setki kilometrów. Wczesnym popołudniem docieramy do bram parku. Już tylko lunch dzieli mnie od dzikiej przyrody. Moje podekscytowanie studzi przewodnik. Spokojnie tłumaczy, że zwierzęta pokazują się tylko wczesnym porankiem lub późnym wieczorem. W czasie upalnego dni chowają się przed słońcem, odpoczywają lub po prostu śpią.

Ruszamy! Zaraz zobaczę wszystkie zwierzęta, one na pewno na mnie czekają. Mijają kolejne minuty. Mijamy setki antylop, ptaków, mniejszych zwierząt. Moje podekscytowanie zamienia się rozżalenie. Gdzie się podziały wszystkie zwierzęta. Dlaczego nie mogę ich zobaczyć?! Przewodnik spokojnie tłumaczy: „Nie jesteśmy w zoo, gdzie od klatki do klatki dzieli nas kilka kroków.” Powierzchnia parku jest ogromna. Czasem by zobaczyć stado zebr, słoni, żyraf należy przemierzyć sporo kilometrów. Nasz kierowca i przewodnik w jednym, porozumiewa się z pracownikami parku oraz innymi kierowcami za pomocą krótkofalówki. Dostajemy sygnał, stado żyraf spokojnie stołuje się 2 km od nas. Samochód pędzi jak szalony. Jest! Widzę ją, pierwszą żyrafę! Jak ona majestatycznie spaceruje, sięga korony drzewa i zajada się liśćmi. Na tle błękitnego nieba wygląda jak modelka. Ja chyba śnię! Wzruszenie odbiera mi mowę. Jedyne co mogę w tej chwil to zrobić kilka zdjęć. Dopiero po kilku minutach, kilka metrów obok, dostrzegam pozostałe żyrafy. Jedziemy dalej, tym razem mamy informację o lwicy z młodymi lwiątkmi. Niech ktoś mnie uszczypnie! To dzieje się na prawdę. Na moich oczach lwica spokojnie wypoczywa, a obok niej beztrosko bawią się małe lwiątka. Wszystko przestaje mieć znaczenie! Czas spędzony na przemierzaniu parku, niespokojne myśli. Teraz liczy się tylko ten widok.

Czas na nocleg, jutro czeka nas kolejna przejażdżka po parku. Umiejscowione na palach piętrowe domki sąsiadują bezpośrednio z wodopojem zwierząt. Wieczorem zajadając się kolację obserwuje stada przeróżnych antylop spokojnie zaspokajających  pragnienie w wodopoju. Po dniu pełnym wrażeń trudno mi zasnąć. Pod ochroną moskitiery, w towarzystwie odgłosów buszu analizuję dzień. Wspomnienie lwicy nareszcie pomaga zasnąć…

Wypoczęta jak nigdy, ruszam z samego rana do parku po kolejne wrażenia. Już kilka minut po starcie czeka nas przygoda. Stary bawół w towarzystwie kilku innych, wiekowych towarzyszy, najwyraźniej nie jest zadowolony z naszej wizyty. Rozpędzone, wielkie zwierze pędzi w naszym kierunku. Zamieram w bezruchu, przerażona! Na szczęście kierowca instynktownie i z duża wprawą unika zderzenia z wielkim zwierzęciem. Poziom adrenaliny pozostaje wysoki do końca dnia. Stada zebr i słoni, pozwalają na chwile zapomnieć o niebezpiecznej sytuacji. Czas wracać do hotelu, na plażę… Szkoda tylko, że nie widziałam leoparda. Jedno wiem – na pewno tu wrócę!

Od powrotu z Kenii prześladują mnie słowa piosenki Akona „Mama Africa”*. Idealnie obrazują moje odczucia odnośnie Afryki. W ciągu tygodnia poznałam dwa oblicza Keni. Turystyczna część tej odległej krainy jest rajem na ziemi. Drugie oblicze to widok dzikich zwierząt czy uśmiechniętych dzieci. Te obrazy pozostaną bliskie mojemu sercu już zawsze.

*Mama Africa

Has so much love to share

Sweet blackness, oneness

Meet me there

So much love to give

Let them know they missin’ out

Sing again…

Tekst i zdjęcia: Justyna Szczurek

***

Justyna Szczurek - rodowita Krakowianka, włóczykij, który jest ciągle w biegu i planuje kolejne wyprawy.  Nie wyobraża sobie życia bez walizki, dobrej książki, aparatu, pisania i jedzenia. Nieustannie fotografuje otaczający ją świat i  przelewa na papier wszystko to, czego doświadcza podczas podróży. Instynkt podróżnika ponownie zaprowadził ją na inny koniec globu, tym razem do Meksyku, gdzie mieszka i pracuje. Co ją do tego pchnęło – ciekawość, miłość do TACOS i Mariachi czy może praca? Ciągle szuka odpowiedzi.  Jaki jest jej przepis na życie? Szczypta szaleństwa, intuicja, upór godny największego osła, wielki uśmiech i pozytywne myśli – tylko tyle i aż tyle.

kenia_ikona
kenia_ikona

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.