surogatkaikona1
Redakcja
21/09/2012

Cud z wynajętego brzucha

Surogatka – matka zastępcza. Z definicji – kobieta, która przyjmuje do swojej macicy zapłodnioną in vitro komórkę jajową innej kobiety, która sama nie może zajść w ciążę, bądź nie mogłaby donosić swojej ciąży. Rola matki zastępczej sprowadza się do donoszenia ciąży, urodzenia dziecka i oddania go rodzicom

Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę słowo „surogatka” i pojawi się kilkanaście stron z artykułami i kontaktami do kobiet wynajmujących swoje brzuchy. Jedna z nich odsyła nas do stowarzyszenia ukraińskich matek – surogatek „La Vita Felice”. A tam wszystko, czego potrzeba przyszłym rodzicom, którzy chcą skorzystać z usług zastępczej matki. Można wybrać najodpowiedniejszą, ustalić szczegóły, mieć sprawozdanie z każdego tygodnia ciąży. Koszt – pakiet podstawowy – 18 tys. euro.

Ogłoszenie
Wiele osób twierdzi, że dziecko to największy skarb i cud, jaki może spotkać każdego rodzica. Co jednak, kiedy dziecko, nienarodzone jeszcze, staje się przedmiotem handlu? Co skłania matki do „wypożyczenia” swojego łona za niemałe pieniądze? Jakie historie ciągną się za nimi? Co po porodzie kobieta czuje do sprzedanego dziecka?
Marta z Łodzi nigdy nie lubiła dzieci i nie chciała ich mieć. Zarabiała jak przeciętny Polak – „najniższą krajową”. Pensja starczała jej na wszystko, czego potrzebowała.
27-letnia dziewczyna nie mogła jednak nigdy odłożyć pieniędzy – żyła od pierwszego do pierwszego.
I pewnego dnia zobaczyła w telewizji program o ukraińskich i indyjskich surogatkach. Pomyślała: „czemu nie?”.
– Przy dobrych wiatrach mogłam zarobić pieniądze, których nigdy bym nie zarobiła w sklepie z warzywami, w którym pracowałam – wyznaje dziewczyna. – Po tygodniach przeglądania stron internetowych, czytania, zapoznawania się z tematem, postanowiła na jednym z portali umieścić swój numer telefonu z notką: „27 letnia, zdrowa, bezdzietna, ale płodna kobieta, odsprzeda swoje jajeczka bądź zajdzie w ciążę, w zamian za pomoc finansową”.

Julia i Szymon
– Na początku nie było poważnych ofert. Przeważały osoby, które dzwoniły z wyzwiskami i groźbami – mówi Marta.
Po kilku tygodniach przestała wierzyć, że ktokolwiek zapłaci jej za urodzenie dziecka.
– I wtedy, stojąc za ladą w sklepie, dostałam smsa z numerem telefonu stacjonarnego oraz prośbą o kontakt. Potraktowałam to jako kolejny żart i, ignorując wiadomość, wróciłam do pracy. Wieczorem, kiedy kładłam się spać, otrzymałam kolejną wiadomość z pytaniem czy oferta sprzed kilku tygodni jest jeszcze aktualna, oraz podpis „Julia i Szymon”.
Marta długo zastanawiała się czy oddzwonić pod podany numer. Po namysłach uznała, że nie ma nic do stracenia, a jedynie może zyskać to na czym jej tak zależało – pieniądze.
– Zadzwoniłam. Telefon odebrała kobieta wymawiająca słowa: „A juz się baliśmy, że nie oddzwonisz”. Umówiłyśmy się na spotkanie w jednej z łódzkich kawiarni – opowiada.
Julia i Szymon byli z Warszawy. Mieli własną działalność gospodarczą. Julia była bezpłodna. Dlatego para zdecydowała się skorzystać z pomocy Marty.
– Spotykaliśmy się kilka razy. Ustalaliśmy wszystkie, najdrobniejsze szczegóły: zapłodnienie, badania kontrolne, pielęgnacja w trakcie ciąży i porodu i oczywiście wynagrodzenie. Ustaliliśmy kwotę 50 tys. zł plus oczywiście koszty pielęgnacyjne, koszty badań lekarskich potwierdzających moją płodność oraz koszty dojazdu i pobytu w prywatnej klinice położniczej w Warszawie – wylicza Marta.

Paweł Pryślak

surogatkaikona1
surogatkaikona1

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.