kobietaikona
Aneta Zadroga
17/09/2012

Narkotykowe więźniarki

- Nie jest tu łatwo, nikomu nie życzę – rozmowa z Dorotą przebiega w czasie, kiedy w więzieniu odwiedza ją synek. Około 2-letni chłopiec o mlecznej cerze, ogromnych brązowych oczach, wyraźnie czuje się nieswojo. Wyrywa się matce, w pewnej chwili zaczyna płakać. Ta siłą bierze go na ręce. Dorota jest jedną z kilkunastu Polek, które wpadły za przemyt narkotyków i siedzą w południowoamerykańskich więzieniach

Lima. Stolica Peru. Tu – do bogatych dzielnic trafiają turyści żądni przygód. Peru żyje bowiem z turystki. Na zboczach Andów jednak rozciągają się dzielnice skrajnej nędzy. Slumsy. Pełne przemocy i narkotyków. Peru jest jednym z czołowych producentów kokainy na świecie. Transporty narkotyków trafiają właśnie do stolicy. Podobnie jak ludzie chcący łatwo zarobić pieniądze.

Więzienie Santa Monica w Limie. Tutaj trafiają kobiety za próbę przemytu narkotyków. Jest tu kilka Polek. Nie przypuszczały, że za naiwność przyjdzie im tak słono zapłacić. Więzienie to z kamerą odwiedził reporter TOK FM – Darek Zalewski. Marta i Dorota wpadły za przemyt razem. Niedawno na lotnisku w Limie zatrzymano Wioletę. A także Renatę*. Wszystkie trafiły do więzienia Santa Monica. Z wyrokami zwykle po 6 lat więzienia. Wszystkie skazane mają nieco ponad 20 lat.

Renata

Zdecydowałam się przyjechać do Peru, żeby zyskać trochę pieniędzy.

Tak naprawdę nie umiem teraz tego wytłumaczyć, co zrobiłam. Najgorsza głupota w moim życiu. W Polsce nie brakowało mi niczego. Co mnie pchało tutaj? Taka ciekawość. I głupota.

Cały czas mam z nimi kontakt (z osobami zlecającymi przemyt – przyp. red.). Telefon. Pomagają mi. Policja próbowała do nich dotrzeć, ale ja policji powiedziałam coś innego, wzięłam to wszystko na siebie. Powiedziałam taką bajkę. Musieli to łyknąć.
No musisz się w sumie przyzwyczaić do więzienia. W ogóle wiedzieć, co robić, jak i w ogóle i nie ufać ludziom. Wcale, bo się zgubisz.

Przegrałam. Nic nie wygrałam. Przegrałam najważniejsze: swoją wolność. Męczy mnie, że się tak zaangażowałam. Chyba to jest moją karą. Miałam się chyba tu obudzić i zobaczyć, co się stało z moim życiem.

Marta

- Poznałyśmy się z Dorotą w Londynie. Mieszkałyśmy tam w jednym domu. I tak po prostu znajomi Agaty zaproponowali nam taki wyjazd. Dokładniej – zaproponował nam go Nigeryjczyk – Marta nie chce pokazać swojej twarzy. Za bardzo się wstydzi tego, co kosztowało ją wolność. – To proste. Osoby, które nas tu wysłały, wystawiły nas. Na lotnisku nas złapali. Na komisariacie pokazali nam pewnego e-maila, gdzie były wypisane nasze wszystkie dane. Nasze imię, nazwisko, numer paszportu, to, że będziemy przewozić narkotyki. Także te osoby, które nas wysłały, nas wystawiły.

Jakie Marta ma plany na życie po Peru?
– Jak stąd wyjdę… Na uniwersytecie chcę studiować. Nauczyłam się pewnych rzeczy. Że nie można ufać ludziom – to jest po pierwsze. Nauczyłam się być silniejszą osobą. Byłam bardziej słaba, naiwna. Teraz winię samą siebie tylko za swoją głupotę, że na to się zgodziłam – przyznaje.

Dorota

Czarne włosy związane w koński ogon różową gumką. Okrągłe kształty. Obcisła czarna bluzka na ramiączkach, obcisłe ciemne dżinsy. Wyraźny makijaż. Taka sama biżuteria.

- Z Polski wyjechałam bardzo dawno temu. Pracowałam w Londynie, w restauracji. Tam poznałam Nigeryjczyka po prostu. I ten Nigeryjczyk mieszkał w Hiszpanii, w Madrycie. Pewnego dnia do nas dzwoni i pyta, czy byśmy chciały pojechać na wakacje. I przewieźć narkotyki. Wiedziałam, co robię – opowiada o tym, jak dała się namówić na przemyt, który kosztował ją już 18 miesięcy w peruwiańskim więzieniu.

- Pewnego ranka pewna kobieta puka do naszych drzwi i daje nam czarną walizkę. Taką, jak od laptopa. Marta mnie budzi i mówi: zobacz, zobacz, mamy to przewieźć. I ja już sobie wtedy pomyślałam, żeby lepiej tego nie brać, bo na pewno policja będzie wiedziała, że coś jest w środku. Słabo było schowane, wiedziałam, że już jest coś nie tak – mówi.

A jednak, Dorota zdecydowała się zostać przemytnikiem. I, jak przeczuwała, wszystko się wydało, na lotnisku w Limie. – Płakałam, zemdlałam na lotnisku, jak mnie policja złapała. Bardzo źle się czułam. Tym bardziej, że byłam w ciąży, nie chciałam urodzić tutaj, chciałam urodzić w Londynie – zapewnia.

Dlaczego zdecydowała się na ten ryzykowny, jak sama mówi, krok?
– Jak się dowiedziałam, że jestem w ciąży, że będę miała dziecko, chciałam więcej pieniędzy, dla siebie i dla małego, żeby pokupować rzeczy do domu, meble…

Rozmowa z Dorotą przebiega w chwili, kiedy odwiedza ją synek. Około 2-letni chłopiec o mlecznej cerze, ogromnych brązowych oczach, czarnych loczkach wyraźnie czuje się nieswojo za więziennymi murami. Wyrywa się matce, w pewnej chwili zaczyna płakać. – Khaleb, Khaleb – woła za nim Dorota. – Dziecko się wysyła na ulicę, albo do rodziny, a jeżeli ktoś nie ma rodziny, wysyła się do domu dziecka. Mój syn wyszedł na ulicę, bo źle się czuje w środku. Opiekuje się nim taka jedna siostra zakonna.

Pytanie: A gdzie tata Khaleba?
Odpowiedź: W Londynie. Ja dzwonię do niego codziennie. Czeka na mnie. Z tym, że jest teraz taki problem, że on jest w więzieniu, od czterech miesięcy. Za sprzedaż narkotyków. Ale raz jeden wyszedł na ulicę, żeby sprzedać narkotyki, żeby mieć więcej pieniędzy dla mnie. Bo ja go ciągle prosiłam o więcej pieniędzy. No i go złapali. Dostał 5 lat.

Jak wspomina 24-latka, rodzina wini ją za to, że znalazła się w więzieniu na końcu świata. – Przez pierwsze dwa tygodnie matka nie chciała ode mnie odbierać telefonu. Wiedziała, że jestem w więzieniu – mówi. – Jak w końcu odebrała i usłyszała, że to ja, Dorota, nie chciała w ogóle rozmawiać. Ale teraz już rozmawiamy. Choć mama mówi, że to wszystko moja wina, że to ja jestem zła. Ale martwi się bardzo o dziecko, no w końcu jest babcią. No i to jest mój pierwszy syn.

Kiedy Khaleb na chwilę odbiega od matki, ta dzieli się swoimi przemyśleniami na temat pobytu w Limie. – Nie jest za dobrze. Nie radziłabym nikomu. Nie radziłabym nikomu przyjeżdżać do Peru. Ciężko tu jest wytrzymać. Człowiek się męczy i psychicznie i fizycznie. Dużo dziewczyn jest takich, że się o wszystko przyczepia. O wszystko. Są konflikty. Wczoraj był taki jeden konflikt, że się dwie dziewczyny biły. Też trzeba uważać co się robi, co się mówi, gdzie się chodzi, z kim się rozmawia. Tworzą się takie grupy, gangi. W takiej grupie jest poczucie bezpieczeństwa. Ale nie jest dobrze, nie jest jak w domu. Z dzieckiem tu nie można być – konkluduje.

- Jak bym tu przyjechała i wiedziała, że nie jestem w ciąży, jakoś bym sobie poradziła przez te dwa lata. Ale, jak mój mały jest teraz z inną rodziną i nawet czasami mnie nie poznaje, że ja jestem mama, to jest ciężko. Wtedy biorę go na siłę i mówię: mama, mama, mama. Brakuje mi go, bardzo mi go brakuje, płaczę po nocach – podkreśla Dorota. – Codziennie się modlę do Pana Boga, żeby to już się skończyło. Chcę mieć normalne życie, założyć normalną rodzinę. Zapomnieć o tym, co się stało. Będzie mi bardzo ciężko wytłumaczyć nawet małemu, dlaczego urodził się w Peru, nie wiem, co mu będę mogła powiedzieć. Jak już będzie duży.

*Materiał powstał dzięki współpracy z Darkiem Zalewskim, reporterem TOK FM, a wypowiedzi bohaterek pochodzą z reportażu zrealizowanego dla radia TOK FM.

kobietaikona
kobietaikona

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.