fot. 123
Julia Nieznalska
17/12/2011

Pracownicze samobójstwa. Kogo to dotyczy?

W latach 2008 i 2009, na przestrzeni 20 miesięcy, wśród pracowników jednej z francuskich firm doszło do 25 samobójstw. Ostatni incydent miał miejsce w kwietniu 2011 roku, kiedy kolejny zatrudniony dokonał samospalenia na parkingu jednej z siedzib

Seria drastycznych wydarzeń rozpoczęła się w 2008 roku, kiedy firma rozpoczęła radykalną restrukturyzację. Polegała ona m.in. na zamykaniu mniejszych oddziałów, co wiązało się z kolei z masowymi zwolnieniami (22 000 osób). Akcja likwidacji oddziałów, przebiegająca pod hasłem It’s time to move, sprowadzała się do przymusowego przenoszenia personelu lub, w razie odmowy, proponowania zatrudnionym innego stanowiska i innej pracy, często nie odpowiadającej ich kwalifikacjom i doświadczeniu.

W styczniu 2008 roku wśród pracowników przedsiębiorstwa doszło do pierwszego samobójstwa. Równocześnie w prasie zaczęły pojawiać się komentarze i opisy bezprecedensowej sytuacji. Duże znaczenie miały także świadectwa byłych pracowników, którzy określali swoją poprzednią pracę mianem piekła. Jednym z nich był Vincent Talaouit, inżynier i były kadrowy, który wydał książkę pt. O mało mnie nie zabili. Opisuje w niej metody zarządzania i presję, jaka była wywierana na podopiecznych przez przełożonych.

Proces degradacji pracownika przedstawił w trzech etapach: destabilizacji, izolacji i destrukcji. Destabilizacja sprowadzała się do sprzecznych i niejasnych informacji, nieodnoszących się do konkretnych osób, ale sugerujących możliwość zwolnień bez podawania klarownych przyczyn. Sprawiało to, że niektórzy pracownicy rezygnowali z pracy z własnej inicjatywy, co było zresztą jednym z celów reorganizacyjnych. Według Talaouita, drugi etap, izolacja, był realizowany poprzez insynuacje ze strony dyrekcji HR. Pracownicy otrzymywali od kadrowców e-maile z informacjami, że dane stanowisko przestaje istnieć, a osoba na nim pracująca powinna zacząć szukać nowego zatrudnienia. Równocześnie nie dostrzegali żadnyc h konkretnych działań, które miałyby na celu rzeczywiste zwolnienie. Dezorientację pogłębiał fakt, iż zatrudnieni nie mogli wyjaśnić sytuacji w bezpośredniej rozmowie z przełożonym – w mniejszych oddziałach firmy kontakt z kadrą zarządzającą odbywał się poprzez telekonferencje dla wszystkich pracowników działu.

Trzeci etap, destrukcja, miał miejsce w nowej siedzibie oddziału. Pomimo przeniesienia stanowiska pracy wraz z wszystkimi dokumentami dotyczącymi bieżącego projektu, w nowym biurze pracownik dowiadywał się, że nie jest już częścią ekipy. Autor książki stwierdza na koniec, że sam uniknął samobójstwa tylko dzięki intensywnej terapii psychologicznej i farmakologicznej. Obecnie toczy się proces między nim i byłym pracodawcą.

fot. 123
fot. 123

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.