maj2015-ludzie10-ikona-123
Ela Prochowicz
18/12/2015

Zakupy to choroba naszych czasów?

Jak mawiała Marilyn Monroe: „Pieniądze szczęścia nie dają, dopiero zakupy”. Niestety, wiele osób za bardzo bierze sobie to zdanie do serca. A to prosta droga do zakupoholizmu i niekontrolowanego odpływu gotówki. Na tę przypadłość cierpi coraz więcej osób. Wbrew pozorom, nie są to tylko kobiety

Agnieszka ma 35 lat. Nie pali, nie pije alkoholu, poza jednorazowymi wypadami z jakiejś konkretnej okazji. Nie ma nałogów. Poza jednym. Jednego dnia potrafi ruszyć w wyprawę po warszawskich galeriach handlowych i przepuścić dwie wypłaty. A zarabia całkiem nieźle, jest analitykiem w dużej międzynarodowej firmie. – Najczęściej kupuję sukienki. I szpilki. Dobrze skrojone, w różnych fasonach, na różne okazje. Mam ulubiony butik z niezwykłymi rzeczami. Potrafię podczas jednej wizyty kupić dwie, trzy rzeczy. Po wyjściu ze sklepu czuję się jak bogini, samopoczucie pogarsza się, kiedy, żeby przeżyć do końca miesiąca, potrzebuję karty kredytowej – opowiada kobieta.

15 milionów zakupoholiczek

Liczba zakupoholików stale rośnie. Ciągłe wyprzedaże służą temu zjawisku. Kto choć raz nie poddał się zakupowemu szaleństwu? Co więc robić, gdy zakupy stają się celem życia, a pieniądze rozpływają zdecydowanie szybciej niż docierają na konto? Pewnie mało jest takich osób. Niestety, zwykła błahostka na poprawę nastroju po ciężkim dniu w pracy czasami, jak u Agnieszki, zmienia się w spory problem. Według „Daily Mail” w Wielkiej Brytanii 15 mln kobiet jest uzależnionych od zakupów. W Polsce sytuacja nie jest aż tak dramatyczna, ale liczba zakupoholików stale rośnie. Wbrew pozorom, zaburzenie to nie dotyczy jedynie młodych kobiet i nastolatków. Również mężczyźni uzależniają się od zakupów. Wśród kobiet najsilniejsze objawy występują zaś w wieku 30 – 40 lat. Kobiety kupują przede wszystkim odzież, obuwie, biżuterię, kosmetyki. Mężczyźni zaś, oprócz ubrań, „polują” głównie na elektronikę i płyty CD.

Zakupoholicy wolny czas najchętniej spędzają w centrach handlowych, a ich mieszkania wypełnione są niepotrzebnymi rzeczami, kupionymi pod wpływem impulsu. Zakupy są dla nich lekiem na wszystko. I nawet gdy portfel zieje pustką, ich życiowym motto jest zdanie wypowiedziane przez boską Marylin.

A pokus i okazji do wydawania pieniędzy przybywa. Atakują na każdym kroku. Sklepom w przyciąganiu klientów wtórują same galerie. Wiele z nich staje się na potrzeby klientów gigantycznymi parkami rozrywki, gdzie można nie tylko wydać pieniądze, ale i zjeść, odpocząć, obejrzeć wystawę, pobawić się z dziećmi, posłuchać występu znanej gwiazdy muzycznej. I poczuć się jak w bajce. Oczywiście za odpowiednią opłatą.

Wszystko przez te wyprzedaże…

Inspekcja Handlowa zbadała promocje i orzekła, że co czwarta z nich jest zorganizowana tylko po to, by sprytnie sprzedać towar, zarabiając przy okazji na kliencie. Sprzedawcy mają wiele sposobów na to, żeby klient wydał odpowiednio dużo pieniędzy i wyszedł ze sklepu z poczuciem, że zrobił właśnie interes życia. Najczęściej stosowanym przez sprzedawców chwytem jest wywieszenie na wystawie ogromnego napisu z informacją o 20-, 30-, 50-, a nawet 70 proc. zniżce, a przy towarze metki z przekreśloną wyższą ceną, a pod nią tą właściwą – okazyjną. Gdyby klienci znali cenę wcześniejszą, tą sprzed wyprzedaży, zorientowaliby się, że ta przekreślona jest identyczna jak poprzednia (ok. 6 proc. zbadanych przypadków), jest wyższa niż ta, kiedy towar pojawił się w sklepie (ok.1,5 proc.), albo ta wcześniejsza cena nigdy nie obowiązywała lub też nie obowiązywała bezpośrednio przed promocją (ok. 24 proc.).

Bardzo częsta jest też sytuacja, kiedy właściciele sklepu ogłaszają wyprzedaż z powodu likwidacji sklepu. Takie informacje potrafią wisieć miesiącami, albo sprzedawcy ogłaszają je w tym samym sklepie kilka razy w roku.

To, na co dajemy się często nabierać, to złudzenie, że kupując jakiś produkt, dostajemy coś gratis. Handlowcy zachwalają, że dostajemy czegoś 20 proc. więcej – szamponu, soku – ale mało kto z kupujących zwraca uwagę, że cena takiego produktu, po części gratisowego, jest wyższa niż tego, w którym tych gratisów nie ma. Darmowy produkt dołączany do produktu podstawowego (odżywka do szamponu, szklanka do butelki alkoholu, miseczka do płatków) wcale nie jest darmowy, bo w takim przypadku cena również jest wyższa. Według IH w ponad 9 proc. przypadków towary z produktem gratis są droższe niż bez niego.

Kolejny pomysł to wielopaki. Jeśliby przeliczyć jednostkową wartość każdej butelki, wody czy puszki piwa połączonej w jednym opakowaniu, okaże się, że ten sam produkt kupowany pojedynczo jest tak naprawdę tańszy. Najbardziej niemiłą niespodzianką jest chwila, gdy cena w kasie różni się od tej widniejącej na półce czy metce. To też zdarza się dość często.

Koszmar z własną historią

Choć zakupoholizm zaliczany jest do zaburzeń nowoczesnych, pierwsze wzmianki o nim pochodzą już z początku XX wieku. W 1915 roku uzależnienie to opisał niemiecki psychiatra, Emil Kraepelin. Zakupoholiczki to więc nie tylko kobiety współczesne. Do tego grona zaliczały się między innymi Maria Antonina, Jacqueline Kennedy Onassis, a nawet księżna Diana.

Współcześnie zaburzenie to określane jest jako uzależnienie od kupowania, znane także jako kompulsywne kupowanie, oniomania, shopoholizm, kupnoholizm. Według badań Faber i O’Guinn z 2007 roku w USA cierpiało na nie od 3 do 18 mln osób. Centrum Medyczne Stanford w USA szacuje, że 1 na 20 osób jest zakupoholikem.

Niestety, nie jest to tylko, jak twierdzi wielu, kaprys kupowania, z którego łatwo można zrezygnować. Psychologowie ostrzegają, że znaczna część wydawanych pieniędzy nie służy już zaspokajaniu potrzeb, lecz staje się coraz częściej protezą służącą do poprawiania nastroju. Bardzo często może to być pierwszy sygnał innych zaburzeń psychicznych, np. nerwicy czy depresji.

Polowanie jak lekarstwo

- Zakupoholizm jest w swoim mechanizmie podobny do innych nałogów: hazardu, alkoholizmu czy narkomanii – mówi Sławomir Wolniak, ordynator Kliniki Psychiatrycznej i Terapii Uzależnień Wolmed w Dubiu k. Bełchatowa. – Początkowo „upolowanie” wybranego towaru jest sposobem na złe samopoczucie, czy odreagowanie stresu – podkreśla psychiatra. – Wiąże się to z reakcją chemiczną mózgu, który reaguje na poczucie przyjemności zwiększoną dawką endorfin, zwanych hormonem szczęścia. Chwilowe zmniejszenie napięcia emocjonalnego przynosi ulgę i odprężenie. Typowymi symptomami uzależnienia do zakupów są na przykład niekontrolowane zakupy, nierzadko niepotrzebnych przedmiotów, obsesyjne myśli o zakupach, gniew w momencie braku możliwości zakupu czegoś w sklepie, wyrzuty sumienia, częste wydawanie wszystkich oszczędności – wylicza.

- Na rozwój tego uzależnienia może mieć wpływ fakt, że niektórym osobom wydaje się, iż mają więcej pieniędzy niż w rzeczywistości, a co za tym idzie wydają więcej niż mogą sobie pozwolić. Polacy nie potrafią oszczędzać – wyjaśnia Paweł Majtkowski, ekspert Związku Firm Doradztwa Finansowego i Expandera.

Według badań CBOS 63 proc. polskich gospodarstw domowych nie ma oszczędności. Zwiększa się za to kwota, jaką wydają, szczególnie na dobra luksusowe. Coraz bardziej powszechny jest brak kontroli nad swoimi wydatkami. Osoby uzależnione od zakupów często wydają wszystkie pieniądze, a nawet więcej niż posiadają. Stosunkowo łatwy dostęp do kart kredytowych, spłat ratalnych i małych pożyczek stwarza pokusę zaciągania tego typu zobowiązań. Łatwo można jednak w ten sposób namnożyć długi i wpaść w pętlę zadłużenia. Wyjście z niej nie jest zaś proste. – dodaje Majtkowski.

maj2015-ludzie10-ikona-123
maj2015-ludzie10-ikona-123

Komentarze Dodaj komentarz (2)

  1. mirabella1199 18/02/2011 11:58

    CytujSkomentuj

    Dobrze, że u nas nie ma jeszcze tak niesamowitych wystaw jak te u Prady, Chanel czy Hermesa. Jeden dzień tam i można się zadłużyć na pół życia.

  2. krysia59 16/04/2011 08:19

    CytujSkomentuj

    ale są szmateksy a one tez kuszą

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.