maj2015-seks13-ikona-123
Ela Makos
15/02/2016

Chemiczna miłość

Takie rzeczy się czuje i już. Naukowcy jednak twierdzą, że to co odczuwamy stanowi efekt biologiczno-chemicznych reakcji. Zakochując się możemy zatem poczuć prawdziwą „chemię”

Aby między dwojgiem ludzi „zaiskrzyło”, musi zadziałać cały system zewnętrznych bodźców oraz wewnętrznych procesów biochemicznych. I to w odpowiedniej kolejności.

- Wszystko zaczyna się od zapachu. I nie chodzi tu o perfumy czy prysznic po siłowni. Ważna jest naturalna woń i – prawdopodobnie – ukryte w niej bezwonne feromony. Ich istnienie u człowieka nie jest jeszcze wyczerpująco zbadane przez naukę. W każdym razie, zapach dociera do nosa, gdzie napotyka bardzo czuły narząd lemieszowo-nosowy. Ten z kolei aktywuje podwzgórze – mały obszar w mózgu. Jeśli wszystko „do siebie pasuje”, zaczynamy się interesować partnerem, a nasze szare komórki zaczynają świecić. Widać to podczas badania pozytronową tomografią emisyjną – PET – informuje Angelika Gumkowska, chemik z Centrum Nauki Kopernik.

Podwzgórze zaczyna wydzielać fenyloetyloaminę (PEA) – należącą do grupy amfetamin neuroprzekaźnik, potocznie nazywany „narkotykiem miłości”. Podwyższone stężenie fenyloetyloaminy w mózgu objawia się stanami nieuzasadnionej radości, pewnością siebie, podnieceniem czy nadmierną aktywnością na przemian z brakiem koncentracji. Z drugiej strony – powoduje bezsenność, zaburzeni łaknienia, brak tchu czy stany niepokoju i depresji.

Fenyloetyloaminę można znaleźć np. w czekoladzie, ale nawet jeśli zjemy jej sporo, nie mamy co liczyć na efekt podobny do stanu zakochania. – Sytuacja wygląda inaczej, gdy jemy czekoladę i razem z nią fenyloetyloamina trafia do żołądka. Wtedy dopiero po jakimś czasie może się „doczłapać” do naszych szarych komórek. Zupełnie co innego, gdy wydziela się nam bezpośrednio w mózgu. To jest zupełnie inny rodzaj działania, który daje najlepszy efekt – wyjaśnia Gumkowska.

Wzrost poziomu fenyloetyloaminy pociąga za sobą kolejne zmiany. Zwiększa się wydzielanie noradrenaliny – hormonu, zwanego „substancją miłości”. Działa on podobnie do adrenaliny – na widok ukochanej osoby podwyższa nam się ciśnienie, przyśpiesza bicie serca, rośnie poziom glukozy we krwi i zmniejsza się apetyt. Na skutek skurczów naczyń krwionośnych, pokrywamy się rumieńcem i stajemy się wrażliwi na dotyk.

W miarę jak rośnie poziom noradrenaliny, zaczyna też uwalniać się kolejny związek: dopamina – nazywana „hormonem szczęścia”. Odpowiada za procesy chemiczne zachodzące w mózgu, które kontrolują ruch i aktywność ciała oraz zdolność odczuwania przyjemności. – Dopaminę znamy z codzienności, bo jej poziom gwałtownie wzrasta, gdy zachwycimy się nowym gadżetem, efektowną sukienką czy nieodpakowanym jeszcze prezentem. To właśnie dopamina jest współodpowiedzialna za to, że kochamy „na śmierć i życie” – tłumaczy Gumkowska.

Drugą cząsteczką w tym duecie jest serotonina. Gdy poziom dopaminy rośnie, jednocześnie gwałtownie spada ilość serotoniny. Odpowiednia ona za zdrowy sen i poczucie spokoju, a jej niedobory powodują ogólne rozkojarzenie i brak koncentracji. Zakochana osoba jest zdezorientowana i może popadać w skrajne nastroje, jednocześnie nie mogąc się doczekać kolejnego spotkania ze swoją drugą połówką.

To, że zdarza się nam szaleć z miłości zawdzięczmy więc neuroprzekaźnikom: fenyloetyloaminie, noradrenalinie, dopaminie i serotoninie. – Najważniejsza z nich jest ta pierwsza, bo kontroluje pozostałe. Niestety, na działanie fenyloetyloaminy organizm się uodparnia. Z badań wynika, że zwykle pomiędzy 18 a 48 miesiącem związku, cały szalejący ogień miłości powoli się wypala i przygasa. Wtedy zakochani mogą się nawet rozstać – opisuje Gumkowska.

- Na szczęście – nawet jeśli organizm uodporni się na działanie fenyloetyloaminy – to nie musi być takie straszne – uspokaja Gumkowska. W jej miejsce pojawiają się inne związki chemiczne. Na skutek działania dopaminy nasz organizm wytwarza oksytocynę i wazopresynę – hormony o podobnej budowie, ale odmiennym działaniu. – U kobiet jest więcej receptorów oksytocyny. Hormon ten łagodzi stres, powoduje obniżenie ciśnienia krwi, działa przeciwbólowo i relaksująco. U mężczyzn góruje wazopresyna, uwalniana za sprawą testosteronu. Podwyższenie poziomu tych obu hormonów wywołuje uczucie odprężenia, spokoju, poczucia więzi i wzajemnej akceptacji. Dzięki ich obecności możliwy jest rozkwit dojrzałej miłości pomiędzy partnerami – tłumaczy chemiczka CNK.

Co jeśli jednak spotka nas zawód miłosny? Wtedy w naszym organizmie wzrasta poziom jeszcze jednego związku – kortyzolu. To hormon stresu, który pojawia się np. przed wystąpieniem publicznym. Jego poziom w naszym organizmie bardzo często ulega zmianom. Problem pojawia się wtedy, gdy zaczyna się utrzymywać na stałym wysokim poziomie, co może prowadzić do depresji czy załamania nerwowego.

PAP – Nauka w Polsce
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl

maj2015-seks13-ikona-123
maj2015-seks13-ikona-123

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.