dworzecikona
Aneta Zadroga
14/04/2012

Historie dworcowe

Pani Kasia zna tu, na Zachodnim, wszystkich. Taksówkarzy, złodziei, właścicieli sklepików, bezdomnych i handlujących w przejściach podziemnych tymi wszystkimi tanimi chińskimi przedmiotami, które jakimś cudem sprzedają się na tyle, żeby można było zarobić na życie…

Czwartkowe przedpołudnie. W pewnym barze, czy jak kto woli, jadłodajni, na Dworcu Zachodnim, w Warszawie dzień, jak co dzień. Kilka stolików zajętych, kolejka przy kasie. Widok dość ciekawy. Stoliki przykryte ceratowymi obrusami w kolorze błękitu i fioletu w bliżej nieokreślone wzory. Na każdym stoliku wazonik ze sztucznymi kwiatkami. Nad barem kalendarz kominiarza i święty obrazek. Obok kalendarza wypisane czarnym flamastrem na zielonej kartce menu. Wybór niewielki, ale wszystko świeże i smaczne – jak na tanią jadłodajnię. Nie jakieś tam Wierzynki, ale, jak mówią klienci, można dobrze zjeść.

Ktoś właśnie kończy obiad, ktoś zastanawia się, co wybrać, ktoś inny liczy, ile ma pieniędzy i na co mu wystarczy… Dziś najpopularniejsza jest golonka i schabowy z kurczaka. Z ziemniakami i surówką z białej kapusty. Golonka to rarytas, jest w menu zwykle tylko dwa razy w tygodniu. Schabowy z kurczaka zjeść można codziennie. Do wyboru zwykle jest jeszcze wątróbka i udko z kurczaka – pieczone, z kością. Ziemniaki – puree, na specjalne zamówienie można dostać frytki, ale czeka się na nie dłużej, tak z 15 minut.

Za barem i w kuchni uwija się pani Kasia – trzydziestoletnia blondynka, ani gruba, ani chuda, włosy związane w koński ogon, niebieski fartuch, paznokcie pomalowane na czerwono, oczy na niebiesko – pod kolor fartuszka. Pani Kasia zna tu, na Zachodnim, wszystkich. Taksówkarzy, złodziei, właścicieli sklepików, bezdomnych i handlujących w przejściach podziemnych tymi wszystkimi tanimi chińskimi przedmiotami, które jakimś cudem sprzedają się na tyle, żeby można było zarobić na życie…

Pan Henio
Przy jednym ze stolików siedzi mężczyzna około sześćdziesiątki. Czarna, wytarta, skórzana kurtka ze ściągaczem nieco poniżej pasa, taka, jak z filmów z lat 80., krótko ostrzyżone włosy z lekką łysiną, czarny wąs, niebieskie dżinsy, adidasy. Je ogórkową, za chwilę pani Kasia poda mu golonkę z ziemniakami i kiszonym ogórkiem. Stali bywalcy tak właśnie nazywają sympatyczną kelnerkę – panią Kasią. A ona – o tych stałych bywalcach wie bardzo dużo. Bo, jak już tak przychodzą, to zwykle lubią sobie pogadać o życiu. I nawet nie trzeba ich specjalnie wypytywać. Przyzwyczajają się do człowieka i mówią sami.

„To pan Henio. Naprawdę ma na imię Władysław, ale wszyscy mówią na niego pan Henio. Nie wiadomo, dlaczego. Jeździ taksówką. Z tego, co wiem, od ponad dwudziestu lat. Zwykle przychodzi z samego rana, jako pierwszy klient, kiedy schodzi z nocnej zmiany. Pije dwie sypane kawy bez mleka, je jajecznicę na boczku, a później bierze jeszcze Coca Colę na drogę. Bardzo miły człowiek. Chociaż trochę z innej epoki. Jak przychodzi i dyżur był słaby, po przestał pół nocy na postoju i niewiele zarobił, zawsze narzeka na „system”. Mówi, że za komuny było lepiej, może i nie było całej tej wolności, ale człowiek przynajmniej miał uczciwą pracę i starczało do pierwszego. Jego żona choruje na cukrzycę. Mają syna, skończył jakieś studia, ale nie mógł znaleźć pracy i wyjechał do Anglii. Siedzi już tam ze cztery lata, nie przelewa mu się, jak i rodzicom. Więc pan Henio narzeka. Innej, lepszej pracy nie znajdzie, w jego wieku i bez szkoły trudno. To jeździ na taksówce. Często wspomina, jak kiedyś, jeszcze za komuny, a nawet na początku lat 90. ludzie mieli dużo pieniędzy. Potrafili zamawiać taksówkę do Serocka, ba, co tam Serocka, do Pułtuska, na nawet do Ostrołęki, jak dobrze popili. A to będzie ze 150 kilometrów. Dziś już takich zamówień nie ma.”

Cały artykuł znajduje się w najnowszym, 9. numerze EksMagazynu.

dworzecikona
dworzecikona

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.