rozkladowki_sukces_w_praktyce-9
Dagna Starowieyska
13/07/2020

Irmina Trynkos: Muzyka to moje życie

Jej ogromny talent jest doceniony na całym świecie i w każdej chwili przybywa nowych słuchaczy i wielbicieli utworów, które wykonuje.

Żywiołowa i pełna pasji na scenie i w życiu codziennym. Muzyka jest odzwierciedleniem jej duszy i temperamentu. Jej ogromny talent jest doceniony na całym świecie i w każdej chwili przybywa nowych słuchaczy i wielbicieli utworów, które wykonuje.

Proszę opowiedzieć Czytelniczkom historię Pani miłości do muzyki. Czy tu ktoś szczególny był inspiracją, czy to wypłynęło „samo z siebie”?

Irmina Trynkos, skrzypaczka, gwiazda sceny muzycznej: Moja fascynacja i miłość do muzyki była ze mną, odkąd tylko sięgam pamięcią. Jako małe trzyletnie dziecko po prostu uparłam się po obejrzeniu koncertu z udziałem orkiestry w telewizji, że będę grała na skrzypcach. Na pytanie rodziny czy chcę grać w orkiestrze odpowiedziałam, że nie – będę tak, jak ta osoba na przodzie, która ma piękną sukienkę. I tak już mi zostało – jedyną opcją dla mnie z takim charakterem było zostanie solistką – skrzypaczką, a co za tym idzie możliwość „życia” prawie na co dzień w pięknych kreacjach. To wydarzenie jest dość dziwne, bo w mojej rodzinie i otoczeniu nikt nie był muzykiem. Oczywiście, nikt też nie wziął mnie przez bardzo długi czas na serio, bo kto to słyszał, aby trzyletnie dziecko wiedziało, czego tak dokładnie chce. Jednak ja wręcz słynęłam z mojego uporu i w końcu zaprowadzono mnie do miejscowego muzyka, który stwierdził, że jestem zbyt mała i będę musiała poczekać. Nie trwało to jednak długo – bo kto może wiecznie słuchać narzekań dziecka, że chce się czegoś uczyć (śmiech). I tak się zaczęła moja przygoda ze skrzypcami.

Dlaczego wybrała Pani skrzypce?

Wiem, że wielu dzieciom instrument wybierają rodzice. Tak się często dzieje w szczególności w przypadkach, kiedy to dziecko pochodzi z rodziny muzyków. W moim przypadku to znów mój upór dał się we znaki wszystkim wokół mnie – ja po prostu czułam niesamowitą więź z tym instrumentem i jego dźwiękiem. Wszyscy chcieli mnie posłać na fortepian, instrument ogólnie uwielbiany, ale ja – typowo w moim stylu – urządziłam scenę po egzaminacji wstępnej, że ani nie będę grała na fortepianie, ani nie wyjdę, jeśli ktoś nie da mi od razu instrumentu. Brzmi to śmiesznie, ale tak małe dziecko wszyscy chcieli wysłać na rok wstępny z zabawami muzycznymi. Jak sobie można już wyobrazić, nic z tego nie wyszło (śmiech). Na skrzypcach zaczęłam grać od razu i nigdy nie miałam wątpliwości co do tego wyboru.

Gdyby mogła się Pani cofnąć do samych początków swojej kariery i grania, to czy jest jakaś rada, której by Pani sama sobie udzieliła?

Pewnie mnóstwo, ale z drugiej strony, jeśli moje życie i kariera potoczyłyby się w inny sposób, nie sądzę, że grałabym tak, jak to robię teraz. Każde trudności i momenty załamań tylko czynią mnie mocniejszą i dzięki temu upewniam się, że robię to, co jest moją pasją. Jako dziecko i nastolatka zawsze myślałam, że to, co się najbardziej liczy na skrzypcach to kontrola i perfekcja. Spędzałam mnóstwo godzin właśnie nad tymi aspektami, bo jeszcze nie rozumiałam, że prawdziwe piękno muzyki jest w tym, że tę kontrolę trzeba w jakimś sensie utracić. Co dla mnie teraz jest najważniejsze, to emocje, które muzyka i przede wszystkim scena dają mi na żywo. I ludzie i ich twarze, które podczas koncertu zmieniają się nieustannie. Ja jestem jedną z tych szczęśliwych osób, podobno niewielu, które nie mają tremy na scenie. Dla mnie koncert to niesamowita rozrywka. Zabawa muzyką, zabawa z własnymi emocjami i niesamowita przyjemność z połączenia z publicznością. Ja wiem, że słuchacze myślą, że ja ich nie widzę, ale to zupełnie nieprawda. Ja ich obserwuję cały czas i to też wpływa na moje wykonanie – taka dwustronna autostrada emocjonalna, ktoś mógłby powiedzieć.

Występ, który pamięta Pani do tej pory.

Mój debiut w Concertgebouw w Amsterdamie. To było niesamowite przeżycie, bo nic się nie potoczyło standardowo. Zaraz po wykonaniu pierwszego utworu, dostaliśmy owację na stojąco. To się naprawdę nie zdarza – ten recital rozpoczynał się 3-częściową sonatą Mozarta i choć to piękna muzyka – nie jest to utwór, który porywa wszystkich na równe nogi w środku koncertu. Byłam w dość dużym szoku, bo grałam tam pierwszy raz, a publiczność w Concertgebouw to w większości nie są nowi słuchacze, lecz prawdziwi znawcy i weterani. Popatrzyłam wtedy z uśmiechem na mojego pianistę i szepnęłam – „jacy oni przyjaźni”, na co on się uśmiechnął i po mojej zapowiedzi, zaczęliśmy następną sonatę, tym razem Schumanna. I tu wszystko zrobiło się jeszcze dziwniejsze, bo dostaliśmy owację na stojąco po każdej części! W tym momencie, znów zwróciłam się do mojego pianisty, który jest nota bene Holendrem i gra tam bardzo często z innymi, często bardzo sławnymi artystami. Na moje pytania, co się dzieje, robił wielkie oczy i powiedział, że po prostu nie wie. Kiedy skończyliśmy ten utwór dostaliśmy owację na stojąco i trudno było zacząć zapowiadać kolejny utwór. Ja bardzo lubię mówić ze sceny do widowni, nie mam w stylu omawiać skróconej biografii kompozytora, raczej wolę osobiste ciekawostki z jego życia lub mojego, które się wiążą z tym utworem. To dużo bardziej osobiste i zapada w pamięć. Biografię każdy może przeczytać później, jeśli to kogoś interesuje lub dopiero zaczyna się wgłębiać w muzykę.

Po zapowiedzeniu kolejnego utworu Ignacego Waghaltera, Polaka z pochodzeniem żydowskim, który po długich latach totalnego zapomnienia został przez mnie odnaleziony i stał się moją pasją, a jego muzyka moim nagraniem debiutanckim, dostaliśmy następne owacje na stojąco. W tym momencie pamiętam jeszcze jak dziś, jakby mi urosły skrzydła, a co za tym poszło? Uczepiły się mnie żarty. Kolejna zapowiedź przemieniła się w żartobliwą pogadankę pomiędzy publicznością a mną oraz moim pianistą. Tzigane Ravela, które kończyło nasz koncert było po prostu niesamowitą zabawą.

Tak, jakbyśmy byli w kręgu znajomych i bawili się muzyką tak, aby zaskoczyć innych. Tu też trzeba napomnieć, że nie każdy muzyk jest w stanie „wprowadzać w krzaki” siebie nawzajem w takiej sali i to na debiutanckim koncercie. To jest ryzykowne. Jednak ja i mój pianista wiemy, że pomiędzy nami możemy sobie na to pozwolić. Owacji nie było końca, a i spotkanie z publicznością było wspaniałym przeżyciem. Jedną rzecz, którą do tej pory pamiętam, to twarz mojego organizatora koncertu, który po prostu zaniemówił na dłuższą chwilę, a później to, co usłyszałam uczyniło ten dzień jeszcze bardziej specjalnym: „Nigdy czegoś takiego nie widziałem”. I, szczerze mówiąc, ja też nie.

Uważana jest Pani za gwiazdę młodego pokolenia i ogromny talent – jak się pracuje na taką pozycję, czy same zdolności wystarczą?

Zdolności to tylko początek. Bez nich ani rusz, ale one nie wiodą za daleko same. Na pewno potrzebny jest ogrom pracy, a poza tym – uporu. Zawsze myślałam i też tak mi mówiono, że jeśli będę pracować za 3 osoby to wszystko zostanie nagrodzone. Nie jest to niestety prawda, bo to nie jest łatwa profesja. Jednak pasja to pasja i nic się nie da z tym zrobić, trzeba po prostu znaleźć sposób na każdy problem lub kłodę, która się znajdzie pod nogami. Jak to mówią trzeba mieć też szczęście, a ja na to odpowiadam, że szczęściu trzeba po prostu pomóc.

Jak długo przygotowuje się Pani do występu?

Wszystko zależy, czy jest to już znany repertuar czy też nowy. W dużej mierze zależy to też od samych utworów, niektóre po prostu łatwiej ze mną rezonują, a niektóre potrzebują czasu. Myślę, że wszystko od dobrych kilku miesięcy do nawet tylko kilku dni, jeśli zastępuję kogoś w ostatniej chwili, bo solista się rozchorował lub nie może dotrzeć na koncert – takie rzeczy się zdarzają dość często.

Czy po występach czuje Pani potrzebę odpoczynku od dźwięków czy muzyka otacza Panią zawsze i wszędzie?

Muzyka ani scena mnie nie męczy, wręcz przeciwnie, jest mi trudno przestać. Po koncercie zostaje u mnie straszna pustka tego wieczoru, dlatego zawsze staram się spędzać ten czas jak najdłużej z ludźmi z publiczności lub z muzykami. Jeśli to możliwe tego dnia, to wybieram się gdzieś potańczyć. To moja druga pasja. Poza tym ja bardzo lubię różne typy muzyki od popu, rocka, muzyki latynoskiej po hip-hop i R&B. Wszystko to wpływa na moje bogactwo wewnętrzne, bo kto powiedział, że muzyczna pustka musi być wypełniona tym samym typem muzyki za każdym razem!

Najbliższe plany zawodowe na przyszłość?

W tym roku będę dawała amerykańską premierę koncertu skrzypcowego Nimroda Borensteina, który nagrałam na mojej ostatniej płycie wraz z legendarnym maestro Vladimirem Ashkenazym. Takie momenty są niesamowicie ekscytujące. To nagranie było wspaniale przyjęte przez międzynarodową publiczność, a krytycy i prasa wynieśli je na sam szczyt recenzjami oraz nagrodami, między innymi BBC Music Magazine nadało płycie „Concerto Choice Award”. To było niesamowite doznanie. Poza tym w tym momencie jestem w trakcie dogrywania detali kolejnych krążków płytowych, więc będzie to pracowity rok i nie mogę się doczekać, aby się podzielić nowinami o nowej płycie.

Jak dba Pani o dobrą formę przy ciągłych podróżach i przygotowaniach do nowych projektów?

Jestem osobą bardzo aktywną, dużo chodzę. Staram się też codziennie spędzić 45 minut na fitnessie oraz, kiedy mogę, to po prostu tańczę, tu nie mam umiaru, jeśli jest tylko czas. Dodatkowym atutem są same skrzypce – nie wiem czy wiele osób wie, ale godzina ćwiczenia spala około 170 kalorii. Jeśli weźmiemy pod uwagę porządny dzień ćwiczenia, czyli 6-8 godzin, to ma to dość niesamowity wpływ na moją formę (śmiech) .

Co wspomaga, a co osłabia artystę w życiu codziennym?

Ciepło i wsparcie innych ludzi zawsze mi pomaga osobiście i dodaje mi uśmiechu. Zawsze staramy się być niezależnymi i dawać sobie radę z trudnościami samemu, ale prawda jest taka, że każdy z nas ma fatalne dni. Ja zawsze staram się być uśmiechnięta, nawet jeśli przechodzę przez trudności czy to profesjonalne czy też osobiste. Wychodzę z założenia, że ludzie naokoło mnie nie zasługują na negatywny wpływ z mojej strony. Jednak są mi bardzo bliskie osoby, które zawsze ze mną są, czy fizycznie, czy też duchem, i one wiedzą, kiedy coś się dzieje, chociaż ja gram dobrą minę do złej gry. Poza tym moja publiczność zawsze wprawia mnie we wspaniały humor i dodaje siły, aby brnąć dalej. Co osłabia? Niepotrzebny stres związany z tą profesją – i nie mam tutaj na myśli samego grania, raczej chodzi o wewnętrzną politykę i rozgrywki oraz o częste trudności finansowe związane z projektami. I choć jest to obecne w każdej profesji, to jednak artyści często dyskutują, jak to wszystko nie robi żadnego sensu. Jednak budzimy się następnego dnia i miłość do muzyki i pasja do sceny dodają mi znów sił. A jeśli nawet to nie pomoże, to zawsze dobra wymówka na dodatkowy kawałek czekolady lub dzień wolny, aby nabrać nowej energii.

Pani motto życiowe to…

Nigdy się nie poddawać i wierzyć w siebie i swoje wybory, nawet jeśli innym wydaje się to bzdurne. Gdybym się kierowała poradami innych, to albo nie grałabym na skrzypcach, a była prawnikiem, albo moja płyta debiutancka dla Naxosu nie byłaby takim sukcesem. Mogłabym wymieniać tak bez końca. Jestem bardzo logicznie myślącą osobą, nawet moi znajomi się śmieją, że to jak druga strona medalu, bo stoi to dokładnie naprzeciwko mojemu podejściu emocjonalnemu do grania oraz występów. Jednak choć logika zawsze jest obecna w moim życiu, to wierzę w przeczucia i też podejmowanie wyborów odważnych, a nawet bardzo ryzykownych. Czasami wyliczony logicznie procent powodzenia lub nie to nie wszystko. Często pasja, upór, marzenia i wiara w siebie mogą zdziałać cuda. A marzenia trzeba spełniać, a nie czekać, aby się same ziściły.

Jaka jest Pani definicja kobiety sukcesu?

Dla mnie kobieta sukcesu to przede wszystkim kobieta szczęśliwa, która nie poddała się ustalonym normom i z pasją robi w życiu to, co chce. I to na najwyższym poziomie, ciągle szukając sposobów, aby siebie „ulepszać” – nie dla innych, ale przede wszystkim dla samej siebie. To kobieta, która wierzy we własną siłę i nigdy się nie poddaje. I tego wszystkim kobietom życzę, dużo siły na drodze w spełnianiu swoich pasji i marzeń.

Fot. Agata Preyss

 

rozkladowki_sukces_w_praktyce-9
rozkladowki_sukces_w_praktyce-9

Dodaj komentarz

Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.